ks. Karol Stehlin
Chcesz zmienić świat?
Walcz o swoją świętość!
Drodzy
Czytelnicy!
Już w Księdze Apokalipsy św. Jan opisał kierunek, w jakim podąża
ludzkość wyrzekająca się Boga: triumfuje wówczas barbarzyństwo,
doprowadzając ludzi do ruiny i do duchowej śmierci jeszcze za
życia. Od początku chrześcijaństwa wiadomo, że ludzie aż do
końca świata będą doświadczać pokus. Kiedy są oni coraz mniej
świadomi konieczności walki z pokusami, tym bardziej będą ulegać
ich zgubnemu wpływowi. I chociaż wiemy, że ostatecznie dobro
zwycięży, to jednak roztropność chrześcijańska wymaga od nas,
abyśmy rozumieli, że bieżące wydarzenia polityczne oraz zjawiska
społeczne są właśnie realizowaniem się proroctw św. Jana.
Upadek życia duchowego, jakiego jesteśmy świadkami, dokonuje się
zatem za wiedzą Boga. Jednocześnie hojnie udziela On nam
wszystkiego, co jest potrzebne do naszego ratunku i do zbawienia.
Grzech jako znak samorealizacji
Tworzona
przez ludzi kultura i cywilizacja powinna dopomagać w osiągnięciu
nieba, a nie zagradzać do niego drogę. Kultura (z
łacińskiego colere, cultus —
kształtowanie, wychowywanie, pielęgnowanie) dotyczy duchowego
doskonalenia człowieka. Cywilizacja zaś (z łacińskiego civis —
członek społeczności) odnosi się do różnych sposobów
organizacji i doskonalenia materialnej sfery życia ludzkiego. Trzeba
podkreślić, że te dwa aspekty — kultura i cywilizacja —
przenikają się nawzajem, a razem obejmują całokształt życia
ludzkiego, które dokonuje się zarówno w wymiarze duchowym, jak też
fizycznym. Coraz wyraźniej widzimy, że zamiast kultury mamy jednak
„antykulturę”, a zamiast cywilizacji — „antycywilizację”.
Nie służą one dobru ludzkości, ponieważ pozostają na służbie
złych duchów i przewrotnych ludzi; są wrogami wszystkiego co
dobre, prawdziwe i piękne. Kościół ma obowiązek toczyć z nimi
walkę. I do ostatniego soboru (rozpoczętego w 1962 roku) czynił
to. Mimo tego, iż na tym soborze jednostronnie ogłoszono
„odprężenie” w relacjach ze światem, to jednak katolicy wierni
Tradycji nie przyjęli tej nowej optyki. Od ponad 50 lat kontynuują
walkę o przywrócenie Tradycji i o społeczne panowanie Chrystusa.
Istotne jest nie tyle to, kiedy, a nawet czy w ogóle zdołamy
zbudować powszechną, globalną, chrześcijańską kulturę i
cywilizację — ważne, byśmy w tym kierunku podejmowali wszelkie
możliwe starania. Resztę pozostawmy wszechmogącemu Bogu. Nawet z
naszych niewielkich wysiłków, modlitw i ofiar Pan Bóg może
wyprowadzić powszechne dobro. Istnieje jedna, główna przyczyna,
jeden korzeń, z którego rozwinęła się obecna „antykultura” i
„antycywilizacja” — grzech. W naszych czasach formalizuje się
go, podnosi do rangi normy postępowania. W wielu wypadkach czyny
złe, grzeszne przedstawiane są jako czyny neutralne, moralnie
obojętne. Z przestrzeni publicznej w zasadzie w ogóle wyeliminowano
samo słowo „grzech”. To co w oczach Bożych jest grzechem, świat
traktuje jako znak samorealizacji i prawo człowieka. Ludzkość
zniewolona duchem świata
Matka Boża
w 1917 roku w Fatimie ostrzegała przed błędami rozpowszechnianymi
z Rosji na cały świat. Był to czas, kiedy krwawe idee rewolucyjne
znajdowały w tym kraju coraz więcej zwolenników. Destrukcyjne
teorie stały się tam bezbożną praktyką, a miliony prostych ludzi
zostały zmuszone do przyjęcia zła jako normy postępowania.
Właśnie to odwrócenie porządku Bożego, zapoczątkowane przez
rewolucję bolszewicką, rozlało się po świecie i zatruło wiele
dziedzin życia — naukę, sztukę, politykę, ekonomię, edukację
— tworząc świat takim, jakim znamy go dzisiaj. Oczywiście, nie
cały świat jest objęty ideologią komunistyczną, nie wszędzie
powiewają czerwone flagi, jednak trudno znaleźć zakątek
całkowicie wolny od takiego czy innego błędu propagowanego przez
marksistów. W obecnej sytuacji, z jednej strony widzimy, jak osoby,
które poddały się fałszywym ideom, żądają prawa do uśmiercania
nienarodzonych dzieci; prawa do zabijania chorych i
niepełnosprawnych; prawa do uznania homoseksualnych wynaturzeń za
normalny sposób życia; prawa do wprowadzania ideologii gender już
nawet do przedszkoli. Z drugiej natomiast strony, mamy miliony osób
w różnym stopniu uzależnionych, złamanych duchowo i moralnie,
zmagających się z chorobami psychicznymi, depresjami czy nerwicami.
Tak oto wyłania się przed nami obraz antykultury i antycywilizacji,
które są tworzone przez niewolników grzechu, chcących
uprawomocnić swoje błędy, fałsz i złe postępowanie. A dusze
najbardziej niewinne — dusze dzieci — chcą pociągnąć za sobą
ku nieszczęściu i zagładzie. O niewolnikach babilońskich,
greckich, rzymskich, afrykańskich; o więźniach systemów
totalitarnych słyszał cały świat. Tymczasem o niewolnikach
grzechu, o więźniach zniewolonych przez grzech, świat słyszeć
nie chce. Patologiczne prądy ideologiczne i praktyki nie zdobyłyby
tak wielkiej popularności, gdyby nie tragiczny stan duszy, który
obecnie zdominował ludzkie sumienia. I to właśnie w tym stanie
należy upatrywać przyczyn powszechnego zepsucia. „Nigdy jeszcze
dusza ludzka nie zatraciła się tak w celach ziemskich — nigdy się
tak całkowicie nie rozpłynęła w żądzach i potrzebach
naturalnych; tak chętnie nie zrosła z państwem; nie dała się tak
ujarzmić nacjonalizmom, pieniądzom, technice i ekonomii, jak
właśnie za naszych czasów. Chlubimy się, że bardziej niż
kiedykolwiek zawojowaliśmy dla ducha świat zewnętrzny. W istocie
jednak nigdy jeszcze ten świat nie posiadał takiej władzy nad
duszą, jak dzisiaj” — napisał wnikliwie Fryderyk Wilhelm
Foerster, niemiecki myśliciel i pedagog, w latach 20. ubiegłego
stulecia.
Pierwsza rewolucja i pierwszy bunt
To co
pozornie wygląda jak siła i władza, w rzeczywistości jest ogromną
słabością duchową, tą samą, z której zrodziły się wszystkie
ideologie i totalitaryzmy w dziejach świata. Przyczyna tkwi w
odwróceniu się człowieka od tego, co nadprzyrodzone, do tego, co
doczesne i w uczynieniu z tego celu życia. Dlatego ciągle aktualne
jest pytanie o to, co my, katolicy, którym powierzono drogocenną
perłę prawdy, mamy robić w tej trudnej, pozornie beznadziejnej
sytuacji? Przede wszystkim powinniśmy upewnić się, czy środki,
jakich używamy, są odpowiednie do walki ze zjawiskami zagrażającymi
zdrowiu naszej duszy. Czy nie nazbyt często praktykujemy jałowy
„dialog” z telewizorem, z radiem, komputerem czy gazetą? Do
czego prowadzi nas codzienne, czasochłonne zaangażowanie w
śledzenie bieżących wydarzeń w liberalnych stacjach
informacyjnych? Nieliczne obiektywne media, przedstawiając prawdę,
jednoznacznie świadczą o walce świata z religią katolicką. Zaś
wszechobecne, liberalne media skutecznie znieczulają odbiorców,
pogrążając ich w złudzeniach, jarmarcznej rozrywce bądź w
samozadowoleniu. Niestety, bezkrytycznymi odbiorcami nieobiektywnych
mediów są również katolicy, którzy — zamiast poznawać
nauczanie Kościoła, a w szczególności nauczanie o środkach,
jakie Kościół przygotował do walki z błędnymi ideologiami —
bezmyślnie wchłaniają antychrześcijańską, trującą atmosferę.
Jej sedno zawiera się w akcie buntu wobec Boga, a wyrażone jest w
zawołaniu: Non serviam!, jakie wykrzyknął
zbuntowany, największy z aniołów. To była pierwsza w dziejach
stworzenia rewolucja. Dokonała się najpierw w społeczności
aniołów, a później miała swoją niechlubną kontynuację w życiu
ludzi. Najbardziej brzemienne spośród nich to XVI-wieczna
reformacja, rewolucja francuska (1789) i rewolucja bolszewicka
(1917). Zgniłymi owocami buntowniczego manifestu Non
serviam! są wszystkie herezje, schizmy, wynaturzenia, a
także rozbite małżeństwa, nieszczęścia rodzin i poszczególnych
osób.
Zasiać niepokój i zwątpienie
Święty
Antoni pustelnik jak ognia unikał przebywania z heretykami, ponieważ
wiedział, że łatwo można zarazić się duchową trucizną.
Twierdził, że rozmowa z nimi może stać się zgubą dla osób
nieutwierdzonych w nauce i wierze katolickiej. Uznawał tylko jeden
wyjątek: rozmawiał z nimi wówczas, gdy mógł podjąć próbę ich
nawrócenia. Nie inaczej powinno być i dziś. I my powinniśmy mieć
misyjnego ducha. Trwanie w postawie apostołów i misjonarzy, którzy
przyprowadzali kolejne dusze do tronu Pana Jezusa, może uchronić
nas przed wpadnięciem w diabelskie sidła. Gdy wierni tracą ducha
misyjnego i gdy porzucają konkretne środki i zadania apostolskie,
wówczas grozi im ogromne niebezpieczeństwo. Jednym z tych środków
jest spokojny, cierpliwy i zarazem jednoznaczny styl przekonywania —
można by go nazwać „językiem stanowczej miłości”. Trzeba
niewierzącym cierpliwie tłumaczyć, że błądzą. Trzeba
przywoływać cytaty z Pisma św. na potwierdzenie katolickiej wiary.
Trzeba uruchamiać argumentację apologetyczną, odwołującą się
do rozumu i praw logiki. Trzeba także naszemu przekonywaniu, naszym
słowom, nadać zdecydowanie i stanowczość. Trzeba, aby niewierzący
lub błądzący usłyszeli jednoznaczne słowa — powiedziane z
miłością — że katolicka prawda jest jedyną drogą do zbawienia
i że istnieje obowiązek jej przyjęcia. Kto ją świadomie oraz
dobrowolnie odrzuca i w takim stanie umiera, ten traci zbawienie.
Choć nawet w wypadku takiego przekazu nawrócenie osoby trwającej w
niewierze lub w błędzie nie jest pewne, ale wówczas nie może ona
twierdzić, że nigdy nie usłyszała prawdy o Bogu i religii. Pan
Bóg niczego człowiekowi siłą nie narzuca, pozwala mu nawet na
bunt. Ale jego wyborów nie pozostawia bez konsekwencji. I właśnie
to — od nas, należących do Kościoła — świat powinien jasno
usłyszeć. Mądrość Kościoła uczy nas, aby we wszystkich
działaniach, mających na celu głoszenie wiary, zachować
roztropność. Wrogom Boga i Kościoła, złym duchom, bardzo zależy,
aby w duszach wiernych Chrystusowi zasiać niepokój. Liberalna
prasa, radio, internet i telewizja pełne są treści świadczących
o tym, że zło — już nie nazywane tam złem — rzeczywiście
triumfuje. Złe duchy chcą, abyśmy z tego wyciągnęli fałszywy
wniosek. Taki mianowicie, że ten triumf jest ostateczny i że w
walce z siłami zła Pan Bóg przegrał, a Kościół jest skazany na
niechybną zagładę.
Jałowe dyskusje zabierają czas, osłabiają ducha
Jeśli
przestraszymy się diabelskich oskarżeń i fałszerstw, wówczas
otworzymy się na szeroką falę niepokoju i lęku. I cóż z tego,
że serce mamy prawe, skoro jest ono lękliwe i niespokojne? Cóż z
tego, że żołnierz ma celną broń, jeśli ze strachu trzęsą mu
się ręce? Gdy pojawia się w naszym sercu lęk, wówczas zło
zdobywa sobie dogodny przyczółek. Mistrz życia duchowego ks.
Wawrzyniec Scupoli tak opisuje tę zależność: „Niespokojne serce
jest zawsze narażone na ciosy nieprzyjaciół. Przejęci niepokojem,
nie potrafimy dostrzec prostej i pewnej drogi cnoty. Nasz wróg nie
znosi pokoju w sercu, bo mieszka tam wtedy Duch Boży i czyni
wspaniałe rzeczy”. Czego więc powinniśmy unikać? Z
triumfującego obecnie neopogaństwa i kryzysu nie wolno nam wyciągać
niewłaściwych wniosków. Poznaje się je po tym, że zasiewają w
nas pesymizm, defetyzm, małoduszność i bezradność. Trzeba
widzieć całą jaskrawość zła, trzeba zdawać sobie sprawę z
kryzysu, w jakim pogrążony jest Kościół — ale musi być to dla
nas jak czerwona raca na niebie, dająca znak do mobilizacji, wyjścia
z okopów i ruszenia do ataku. Źle zaczyna dziać się nie wtedy,
gdy wróg naszego zbawienia kieruje na pole bitwy kolejne armie, ale
wówczas, gdy garstce obrońców Bożego ładu wypada oręż z rąk.
Bractwo Św. Piusa X i wierni Tradycji tworzą niewielką armię. I
nawet jeśli pomnoży ona swoje szeregi, to nadal nie będzie wielka.
Ale jej siła polega przede wszystkim na tym, że ona istnieje! Nie
jest dobrze, kiedy katolicy bez końca dyskutują o zagrożeniach
Kościoła, jednocześnie nie potrafiąc bądź nie chcąc podać
sposobów, jak im przeciwdziałać. Tego rodzaju postępowanie jest
zawsze jałowe, odbiera pokój serca, niszczy relacje z innymi, a
przede wszystkim zabija w nas wiarę, nadzieję i miłość. Kiedy
tracimy równowagę emocji i spokój ducha, wtedy — zamiast służyć
Panu Bogu — oddalamy się od Niego. 8 Kiedy poświęcamy czas
abstrakcyjnym dywagacjom, kiedy bez końca analizujemy globalne
problemy trapiące ludzkość, zawsze tracimy spokój, ulegamy
rozczarowaniu i zniechęceniu. I tak przez całe lata możemy martwić
się o nieokreślony „świat” czy też „ludzkość”,
jednocześnie zaniedbując obowiązki wobec naszej rodziny i życia
duchowego. Rozmyślając nad rozwiązaniem globalnego problemu
niedożywienia czy też ocieplenia klimatu, jednocześnie możemy
zwalniać się z obowiązku wychowywania dzieci, znalezienia pracy,
spędzania czasu z rodziną czy też codziennej modlitwy. Świat
nas nienawidzi? To żadna nowość
Ogromny problem stanowi naturalizm naszego myślenia, który sprawia,
że łatwo przychodzi nam za zło obwiniać ludzi, zapominając, że
w istocie za każdym złem stoi zły duch. Ci, których czasem
nazywamy w skrócie wrogami Kościoła, niejednokrotnie mogą działać
nieświadomie, będąc jedynie narzędziami wykorzystywanymi przez
osobowe zło. Gdy uświadomimy sobie, że główną przyczyną walki
z prawdą i Kościołem są złe duchy, wówczas zmieni się nasz
sposób walki. Zrozumiemy wtedy, że kiedy angażujemy się w tę
walkę, zawsze musimy odwoływać się do pomocy nadprzyrodzonej —
do pomocy Pana Boga. „Zwyciężyć możemy tylko wtedy, kiedy
metodom, w których [wrogowie Kościoła] są mistrzami,
przeciwstawiać będziemy nasze metody — metody Baranka Bożego.
Dają one nieznane światu panowanie nad duszami, a o to przecież —
o władanie ludźmi i kierowanie ich życiem — toczy się cała
walka między nami a światem. I nie jest prawdą, że miłość
chrześcijańska, która jest podstawą działania katolików, to coś
ckliwego, słabego czy też anemicznego” — powiedział o. Jacek
Woroniecki OP, poruszając tę niezmiernie ważną kwestię. Naszego
Pana Jezusa Chrystusa możemy naśladować tylko wówczas, gdy
poważnie weźmiemy sobie do serca Jego słowa: „Jeżeli was świat
nienawidzi, wiedzcie, że mnie pierwej, niż was, nienawidził. Jeśli
mnie prześladowali i was prześladować będą” (J 15, 18—20).
Musimy więc upodabniać się do naszego Boskiego Mistrza. A jeśli
głośno domagamy się praw dla katolickiej Tradycji, to jeszcze
bardziej powinniśmy wkraczać na drogę pokornych cierpień, modlitw
i cichych ofiar. Tylko wówczas nasza walka będzie skuteczna.
Wrogowie Pana Jezusa nienawidzili Go, więc nie inaczej jest z Jego
owczarnią.
Jeśli tylko chcesz — możesz!
Paradoks
katolicyzmu, swego rodzaju trudność w jego praktykowaniu polega na
tym, iż najpierw trzeba zerwać z duchem świata, ale potem,
napełniwszy się duchem miłości nadprzyrodzonej, trzeba w tym
świecie mądrze żyć. Pogańskie wierzenia, szczególnie wschodnie,
akcentują potrzebę odizolowania się człowieka od świata.
Tymczasem katolicyzm podkreśla, że celem i jednocześnie drogą
zbawienia duszy ludzkiej jest podjęcie walki z duchem świata.
Powołaniem katolików jest zerwanie z duchem świata i jednoczesne
przenikanie świata duchem chrześcijańskim. Posłannictwo to może
wydawać się niemożliwe do wykonania, ale i tutaj wzorem jest nasz
Boski Nauczyciel: nie był ze świata, nie miał ducha świata, a
jednocześnie żył na świecie i przemieniał go Swoją miłością.
W Fatimie Matka Boża ukazała niezawodny środek chroniący nas
przed błędnymi ideologiami — Jej Niepokalane Serce. To w Nim tkwi
tajemnica prawdziwej siły, która uratuje ludzkość przed zalewem
błędów. Czekając na dzień, kiedy papież wspólnie z biskupami
całego świata poświęci Rosję Niepokalanemu Sercu Maryi, my sami
już dziś możemy — i powinniśmy — poświęcić temu Sercu
samych siebie i cały świat. Możemy — i powinniśmy — naszą
ofiarą i pokutą zadośćuczynić za bluźnierstwa, zniewagi i
grzechy, dotkliwie raniące Niepokalane Serce Maryi. Najlepszym
orężem w walce ze wszystkimi błędami jest nasza osobista
świętość. A zatem starajmy się o nią, pamiętając o zasadzie,
którą kierowali się wszyscy święci: si vis, potes—
jeśli tylko chcesz, możesz.