Ks. Edward
Wesołek FSSPX
Bajerze i smak kontemplacji
Rekolekcje to czas, kiedy człowiek wyłącza się ze zwykłego życia: bierze urlop, na kilka dni zawiesza jakąś działalność, aby modląc się i skupiając się przed Bogiem, szukać odpowiedzi na trapiące go pytania, rozważać tajemnice wiary i zastosować je do swojego życia. Aby to wszystko przeprowadzić, potrzebna jest wielka cisza i skupienie.
Miejsce, w którym są odprawiane rekolekcje zamknięte powinno odpowiadać następującym wymaganiom: powinno być ciche, sprzyjające skupieniu (a więc nie tylko ciche, ale i nie tłoczne). Powinno też mieć dostateczną ilość pokojów, najlepiej jednoosobowych. Czy te warunki są spełnione w Bajerzu?
Bajerze to niewielka wieś. Zasadniczo jest więc tu cicho, czasem tylko słychać jakiś pojedynczy łomot przy robotach lub przejeżdżający pojazd. Nie przeszkadza to jednak w skupieniu. Kiedy się wyjdzie na zewnątrz, też jest spokój: duży ogród, wielkie, stare drzewa, staw z pływającymi rybami – to wszystko sprzyja skupieniu. No i słynny już bajerski dąb również pomaga w obcowaniu z Bogiem. Jesteśmy sami, więc nie ma gwaru. Wszystko sprzyja modlitwie. I ta cisza... Dobrze się składa, że jest duży ogród, w którym można znaleźć i słońce, i cień. I te długie ścieżki wijące się wśród drzew... Myślę, że już samo to otoczenie sprawia, iż w Bajerzu można zakosztować smaku kontemplacji.
Rekolekcje to czas przeznaczony dla duszy widzianej w świetle Bożym. Tak zwane rekolekcje wspólnotowe, które urządzają postępowcy, to ułuda – te mosty przyjaźni i inne cuda na kiju. Wzajemne dzielenie się przeżyciami, doświadczenie wspólnoty, ogniska miłości – to jednak tylko hasła, może nawet ładnie brzmiące hasła, które nie mają nic wspólnego z poddaniem się działaniu Boga w duszy. Są to nowinki, żeby nie było nudno i żeby było fajnie: robi to zewnętrzne wrażenie, ale nie zmienia człowieka. Zmienia tylko jego samopoczucie. Jednemu wydaje się, że jest mądrzejszy od innych, bo więcej od innych mówił i czuje się przez to powołany do przewodnictwa. Inny znowu jest zadowolony, bo poznał miłych, wesołych ludzi. I tak każdy jest szczęśliwy, wraca do domu pełen wrażeń – niestety, bardzo światowych.
A w rekolekcjach właśnie nie o to chodzi. W rekolekcjach mam stanąć przed Bogiem w pokorze, wsłuchać się w głos Boży w duszy, a więc znaleźć najlepsze rozwiązanie moich zawiłości. I właśnie do tego drugi człowiek nie jest potrzebny. Oczywiście, konieczny jest rekolekcjonista, to zrozumiałe. Tylko ja i Bóg. W tym też celu, na ile jest możliwe, trzeba znaleźć swój własny kącik, aby druga osoba nie rozpraszała nas choćby tylko swoją obecnością.
I tej potrzebie ciszy też w dużej części zaradzamy, ponieważ mamy już więcej pokojów jednoosobowych. I dobrze, że w bajerskim pałacu są dwie kaplice, jest więc większa możliwość znalezienia najlepszego miejsca na modlitwę. Dobrze, że na czas rekolekcji milkną głośne roboty i wszystko jest nastawione na ich dobre przeżycie. Rekolektanci czyli ci, którzy odprawiają rekolekcje, nie muszą się o nic martwić, jedzenie dostają gotowe. Zajmują się jedynie ważną sprawą: dopasowują swoje biedne serce do Serca Bożego, swoją wolę skłaniają do pełnienia woli Bożej, oczyszczają swój umysł od spraw ziemskich, a starają się żyć Bożymi sprawami. Dobrze odprawione rekolekcje pozostawiają trwały ślad w duszy, która staje się na trwałe świątynią Bożą. Rekolektanci jednoczą się ściśle z Głową Mistycznego Ciała Chrystusowego, czują się całym sercem katolikami. Nawet więcej: czują się apostołami, ponieważ chcą dzielić się swoim szczęściem z innymi, chcą, aby inni też stawali się chwałą Bożą na tej ziemi.
["Zawsze wierni" nr 3/2014.
www.piusx.org.pl]