Drodzy
Wierni!
Mojżesz, prowadząc lud
izraelski z Egiptu, na rozkaz Boży rozdzielił wody morza
Czerwonego. Żydzi, idąc wśród dwóch ścian wodnych, przeżywali
okropne uczucia, strach przed pogonią Egipcjan, niepewność losu
oraz obawę przed zlaniem się wód. Potem stałe szemrania na
puszczy zachwiało wiarę Mojżesza, chociaż Bóg na każdym kroku
wyświadczał coraz to nowe dobrodziejstwa. I my idziemy przez życie
pełne przykrości i bólu. Zewsząd ściskają nas utrapienia, jakby
fale morza Czerwonego, a ta niepewność, co nas jutro czeka lub
spotkać może, napawa strachem, przygnębia i zatruwa życie. A
jeśli stawimy sobie w pamięci zapowiedź Chrystusa: „Na świecie
ucisk mieć będziecie”, będziemy mieli bardzo wyraźny obraz o
ciemnych barwach.
Cóż mamy w takich czarnych i beznadziejnych chwilach robić? Co robili apostołowie, gdy Chrystus odchodził od nich do nieba? – „Pilnie patrzeli za nim idącym do nieba”. Długo z pewnością byliby tak stali nieruchomo, gdyby nie dwaj mężowie w białych szatach, którzy rzekli: „Mężowie galilejscy, czemu stoicie patrząc w niebo?” Zostali jakby ze snu zbudzeni i poszli do pracy znojnej, która ich zaprowadzi na męki i na śmierć.
Skąd tyle siły i wytrwania nabrali Apostołowie w obliczu tak licznych cierpień? – Podtrzymywała ich ta silna niezłomna wiara, że „ten Jezus, który wzięty jest od was do nieba, tak przyjdzie, jakoście go widzieli idącego do nieba” (Dz 1).
Wzrok naszej duszy często podnosi się wzwyż i czegoś szuka, a żal i tęsknota ogarniają nas na myśl, że Jezus odszedł do chwały, „gdzie więcej już niema łez ani smutku”. Z głębi naszej duszy wyrywa się pytanie, czy i naszym udziałem stanie się kiedyś niebo, które przyjęło dziś Chrystusa i jego uczniów? A może po tych wszystkich ciężarach i udrękach życia czeka nas kara i odrzucenie? Gdyby tak istotnie miało być, to byśmy ,,byli najnieszczęśliwsi ze wszystkich ludzi”. Dla tego pilnie nadsłuchujemy ostatnich słów Zbawiciela tu na ziemi, co on powie ku naszej pociesze. Rzuca nam deskę pewnego ratunku i ukojenia: „Kto ochrzci się i uwierzy zbawion będzie”. A więc Chrzest, wiara i dobre uczynki zaprowadzić nas potrafią do szczęścia wiecznego.
Kiedy Pan Jezus wstępował do nieba zaledwie mała garstka ludzi była przejęta jego odejściem i patrzała w niebo za odchodzącym Zbawicielem, podczas gdy cała Jerozolima zajęta była czym innym. Zwrócenie wzroku ku niebu i dziś jest udziałem tylko nielicznej rzeszy praktykujących katolików, bo świat przechodzi koło zagadnienia szczęścia wiecznego, szczyci się i popisuje niedowiarstwem. Coraz częściej słyszy się o wypadkach, kiedy rodzice całymi latami czekają na chrzest dziecka, odkładanie Chrztu św. stało nawet czymś modnym. My widzimy w tym zbrodnię w stosunku do dziecka, a pustkę i brak wiary w duszach owych rodziców, bo jak mówi przysłowie, „kto sam nie ma, ten i drugiemu dać nic nie może”. Skoro rodzice nigdy nie zasmakowali pragnienia rzeczy wiecznych, jakżeż mogą je wlać do dusz swych dziatek?
Pan Jezus wyraźnie powiada: „Kto nie odrodzi się z wody i Ducha Świętego, nie może wnijść do królestwa niebieskiego”. Człowiek rodzi się zmazany grzechem pierworodnym, więc aby zdobyć sobie pragnienie nieba, musi wpierw zerwać kajdany, trzymające go w niewoli grzechu. Następnie przez Chrzest św. odradzamy się na duchu. Narodziny nasze z ciała są początkiem śmierci, więc trzeba już u progu życia narodzić się w Duchu Świętym: „Gdyśmy byli umarłymi przez grzechy, ożywił nas społem w Chrystusie, którego łaską jesteście zbawieni” (Ef 11, 5).
W Chrzcie św. upodobniamy się śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, bo Chrzest wyciska na nas piętno śmierci dla świata, jego zasad, poglądów i dążeń. Chrześcijanin ma do niesienia ciężkie brzemię Chrystusowego zakonu, dlatego Apostoł Narodów mówi: „W Chrystusie Jezusie jesteśmy ochrzczeni, w śmierci jego ochrzczeni jesteśmy” (Kor 6, 3). Poddając się działaniu łaski Chrztu stajemy się uczestnikami tych darów, które Chrystus zjednał nam przez swoją śmierć, bo gdyby nie śmierć krzyżowa nie dostąpilibyśmy odrodzenia na żywot wieczny.
Śmierć grzechom rodzi nas na życie wieczne. Co za wspaniała łaska, żeśmy naprawdę „narodem świętym, potomstwem wybranym”, iż Bóg powołał nas od zarania dni naszych na swoich współpracowników, współdziedziców! I przeciwnie, jakżeż smutny i godny pożałowania los tych, którzy sami wypierają się dziedzictwa Chrystusowego i synostwa Bożego, pozbawiając i swe dzieci tak wielkiego daru Ducha Św.
Dalej wymaga od nas Chrystus wiary, jako środka do nieba. Jakżeż pojęcie wiary niejednakowo przychodzi wszystkim do duszy! Jedni nie mogą pojąć, jak można wierzyć, jeżeli czegoś namacalnie nie dotkną, inni zaś wręcz przeciwnie nie potrafiliby zrozumieć życia tu na ziemi, gdyby im wiara nie oświecała mrocznych ścieżek i nie karmiła swą łaską!
„Kto nie uwierzy będzie potępiony” (J 3, 18). Ta zapowiedź Chrystusa wycisnęła jakby piętno na czołach tych wszystkich, którzy gardząc szczęściem w niebie, szukają tu na ziemi zadowolenia i rozkoszy. Żaden szlachetny poryw, ani wzniosła myśl ich nie nęci. A gdy na tej drodze stanie Kościół ze swoimi zasadami, to wówczas całą swą wiedzę, pomysłowość, zdolność i pracę skierowują do walki z nim i tym wszystkim, czego wiara św. jest rzecznikiem. Z konieczności przeto odrzucają nawet myśl o niebie, niebo jak się mówi „zostawiają aniołom i wróblom”, a swe szczęście wolą oprzeć na rzeczach czysto ziemskich.
„Sprawiedliwy z wiary żyje!” – stąd dla chrześcijanina wszystko opiera na wierze. Każde nieszczęście, każdą przykrość czy boleść wytłumaczy w świetle wiary, ponieważ ona mówi, że to tylko chwilowe troski, po których nastąpi lepsza przyszłość. „Z wiary żyje” – stąd następstwem tego, czego uczy wiara jest szukanie królestwa Bożego. Wiara to synonim życia, „kto wierzy we mnie, ma żywot wieczny” (J 6, 47). Mając w sobie zarodek życia, wierzący, poprzez morze łez, burze prześladowań, pójdzie po drodze wytkniętej mu przez wiarę. Nie tylko w dniu Wniebowstąpienia Pańskiego, lecz przy każdej sposobności katolik patrzy w niebo i idąc przez życie niezłomnie poniesie sztandar z wypisanym na niego hasłem: „Jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest, jeden Bóg i Ojciec wszystkich” (Ef 4, 4). Dla tego ich życie obfituje w wesele i radość, gdyż opromienia ich wiara świetlanej przyszłości.
„Jeśli chcesz wnijść do żywota wiecznego, chowaj przykazania!” (Mt 10, 17) – oto program dla ludzi wiary! Skoro Zbawiciel domaga się od nas wiary, jako warunku koniecznego do zbawienia, to ma na myśli wiarę żywą. Stąd to św. Jakub Apostoł powiada: „Cóż za pożytek, bracia moi, gdyby kto mówił, iż ma wiarę, a uczynków nie miał! Czy go może wiara zbawić?” (Jak 11, 4). Tymczasem dziś ochrzczonych w Kościele nie zawsze można pytać o uczynki. Niektórzy wprawdzie uznają coś w rodzaju dobrych uczynków, lecz nie z nakazu Chrystusa i jego miłości, ale dla schlebiania własnej ambicji.
Każdy człowiek lubi dobry czyn zawsze przypisać sobie, bo to tak przyjemnie łechce naszą miłość własną, ale znamieniem uczynku z wiary jest chwała Boża. Posłuchajmy co o tym mówi św. Paweł: „Co mi było zyskiem, to poczytałem dla Chrystusa za szkodą. Owszem poczytam wszystko za szkodą dla wysokiego poznania Jezusa Chrystusa mego, dla którego wszystko postradałem i mam sobie za gnój, abym Chrystusa zyskał” (Fil 3, 7). Dla tego wierni, wiedzeni chęcią zdobycia nieba, patrzą stale w górę, zapominając o cierpieniach i dolegliwościach. Cechą ludzi wierzących jest stałe wznoszenie myśli i serca ku niebu. A przeciwnie, brak zainteresowania życiem pozagrobowym jest brakiem życia z wiary.
„Do większych rzeczy stworzony jestem!” – mawiał św. Stanisław Kostka. I naszym celem tu na ziemi jest zbawienie wieczne! Drogą, ścieżyną, środkiem są Chrzest, wiara i dobre uczynki! Wznośmy się często ku niebu myślą i czynami, aby poprzez mgłę szarzyzny życiowej ujrzeć Zbawiciela, z którego serca zawsze płynęłoby do nas to słodkie wezwanie: „Stańcie przy drogach i patrzcie, a pytajcie się o ścieżkach starych, która by była droga dobra, i chodźcie nią, a znajdziecie ochłodą duszom waszym!” (J 6, 16). Amen.
Cóż mamy w takich czarnych i beznadziejnych chwilach robić? Co robili apostołowie, gdy Chrystus odchodził od nich do nieba? – „Pilnie patrzeli za nim idącym do nieba”. Długo z pewnością byliby tak stali nieruchomo, gdyby nie dwaj mężowie w białych szatach, którzy rzekli: „Mężowie galilejscy, czemu stoicie patrząc w niebo?” Zostali jakby ze snu zbudzeni i poszli do pracy znojnej, która ich zaprowadzi na męki i na śmierć.
Skąd tyle siły i wytrwania nabrali Apostołowie w obliczu tak licznych cierpień? – Podtrzymywała ich ta silna niezłomna wiara, że „ten Jezus, który wzięty jest od was do nieba, tak przyjdzie, jakoście go widzieli idącego do nieba” (Dz 1).
Wzrok naszej duszy często podnosi się wzwyż i czegoś szuka, a żal i tęsknota ogarniają nas na myśl, że Jezus odszedł do chwały, „gdzie więcej już niema łez ani smutku”. Z głębi naszej duszy wyrywa się pytanie, czy i naszym udziałem stanie się kiedyś niebo, które przyjęło dziś Chrystusa i jego uczniów? A może po tych wszystkich ciężarach i udrękach życia czeka nas kara i odrzucenie? Gdyby tak istotnie miało być, to byśmy ,,byli najnieszczęśliwsi ze wszystkich ludzi”. Dla tego pilnie nadsłuchujemy ostatnich słów Zbawiciela tu na ziemi, co on powie ku naszej pociesze. Rzuca nam deskę pewnego ratunku i ukojenia: „Kto ochrzci się i uwierzy zbawion będzie”. A więc Chrzest, wiara i dobre uczynki zaprowadzić nas potrafią do szczęścia wiecznego.
Kiedy Pan Jezus wstępował do nieba zaledwie mała garstka ludzi była przejęta jego odejściem i patrzała w niebo za odchodzącym Zbawicielem, podczas gdy cała Jerozolima zajęta była czym innym. Zwrócenie wzroku ku niebu i dziś jest udziałem tylko nielicznej rzeszy praktykujących katolików, bo świat przechodzi koło zagadnienia szczęścia wiecznego, szczyci się i popisuje niedowiarstwem. Coraz częściej słyszy się o wypadkach, kiedy rodzice całymi latami czekają na chrzest dziecka, odkładanie Chrztu św. stało nawet czymś modnym. My widzimy w tym zbrodnię w stosunku do dziecka, a pustkę i brak wiary w duszach owych rodziców, bo jak mówi przysłowie, „kto sam nie ma, ten i drugiemu dać nic nie może”. Skoro rodzice nigdy nie zasmakowali pragnienia rzeczy wiecznych, jakżeż mogą je wlać do dusz swych dziatek?
Pan Jezus wyraźnie powiada: „Kto nie odrodzi się z wody i Ducha Świętego, nie może wnijść do królestwa niebieskiego”. Człowiek rodzi się zmazany grzechem pierworodnym, więc aby zdobyć sobie pragnienie nieba, musi wpierw zerwać kajdany, trzymające go w niewoli grzechu. Następnie przez Chrzest św. odradzamy się na duchu. Narodziny nasze z ciała są początkiem śmierci, więc trzeba już u progu życia narodzić się w Duchu Świętym: „Gdyśmy byli umarłymi przez grzechy, ożywił nas społem w Chrystusie, którego łaską jesteście zbawieni” (Ef 11, 5).
W Chrzcie św. upodobniamy się śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, bo Chrzest wyciska na nas piętno śmierci dla świata, jego zasad, poglądów i dążeń. Chrześcijanin ma do niesienia ciężkie brzemię Chrystusowego zakonu, dlatego Apostoł Narodów mówi: „W Chrystusie Jezusie jesteśmy ochrzczeni, w śmierci jego ochrzczeni jesteśmy” (Kor 6, 3). Poddając się działaniu łaski Chrztu stajemy się uczestnikami tych darów, które Chrystus zjednał nam przez swoją śmierć, bo gdyby nie śmierć krzyżowa nie dostąpilibyśmy odrodzenia na żywot wieczny.
Śmierć grzechom rodzi nas na życie wieczne. Co za wspaniała łaska, żeśmy naprawdę „narodem świętym, potomstwem wybranym”, iż Bóg powołał nas od zarania dni naszych na swoich współpracowników, współdziedziców! I przeciwnie, jakżeż smutny i godny pożałowania los tych, którzy sami wypierają się dziedzictwa Chrystusowego i synostwa Bożego, pozbawiając i swe dzieci tak wielkiego daru Ducha Św.
Dalej wymaga od nas Chrystus wiary, jako środka do nieba. Jakżeż pojęcie wiary niejednakowo przychodzi wszystkim do duszy! Jedni nie mogą pojąć, jak można wierzyć, jeżeli czegoś namacalnie nie dotkną, inni zaś wręcz przeciwnie nie potrafiliby zrozumieć życia tu na ziemi, gdyby im wiara nie oświecała mrocznych ścieżek i nie karmiła swą łaską!
„Kto nie uwierzy będzie potępiony” (J 3, 18). Ta zapowiedź Chrystusa wycisnęła jakby piętno na czołach tych wszystkich, którzy gardząc szczęściem w niebie, szukają tu na ziemi zadowolenia i rozkoszy. Żaden szlachetny poryw, ani wzniosła myśl ich nie nęci. A gdy na tej drodze stanie Kościół ze swoimi zasadami, to wówczas całą swą wiedzę, pomysłowość, zdolność i pracę skierowują do walki z nim i tym wszystkim, czego wiara św. jest rzecznikiem. Z konieczności przeto odrzucają nawet myśl o niebie, niebo jak się mówi „zostawiają aniołom i wróblom”, a swe szczęście wolą oprzeć na rzeczach czysto ziemskich.
„Sprawiedliwy z wiary żyje!” – stąd dla chrześcijanina wszystko opiera na wierze. Każde nieszczęście, każdą przykrość czy boleść wytłumaczy w świetle wiary, ponieważ ona mówi, że to tylko chwilowe troski, po których nastąpi lepsza przyszłość. „Z wiary żyje” – stąd następstwem tego, czego uczy wiara jest szukanie królestwa Bożego. Wiara to synonim życia, „kto wierzy we mnie, ma żywot wieczny” (J 6, 47). Mając w sobie zarodek życia, wierzący, poprzez morze łez, burze prześladowań, pójdzie po drodze wytkniętej mu przez wiarę. Nie tylko w dniu Wniebowstąpienia Pańskiego, lecz przy każdej sposobności katolik patrzy w niebo i idąc przez życie niezłomnie poniesie sztandar z wypisanym na niego hasłem: „Jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest, jeden Bóg i Ojciec wszystkich” (Ef 4, 4). Dla tego ich życie obfituje w wesele i radość, gdyż opromienia ich wiara świetlanej przyszłości.
„Jeśli chcesz wnijść do żywota wiecznego, chowaj przykazania!” (Mt 10, 17) – oto program dla ludzi wiary! Skoro Zbawiciel domaga się od nas wiary, jako warunku koniecznego do zbawienia, to ma na myśli wiarę żywą. Stąd to św. Jakub Apostoł powiada: „Cóż za pożytek, bracia moi, gdyby kto mówił, iż ma wiarę, a uczynków nie miał! Czy go może wiara zbawić?” (Jak 11, 4). Tymczasem dziś ochrzczonych w Kościele nie zawsze można pytać o uczynki. Niektórzy wprawdzie uznają coś w rodzaju dobrych uczynków, lecz nie z nakazu Chrystusa i jego miłości, ale dla schlebiania własnej ambicji.
Każdy człowiek lubi dobry czyn zawsze przypisać sobie, bo to tak przyjemnie łechce naszą miłość własną, ale znamieniem uczynku z wiary jest chwała Boża. Posłuchajmy co o tym mówi św. Paweł: „Co mi było zyskiem, to poczytałem dla Chrystusa za szkodą. Owszem poczytam wszystko za szkodą dla wysokiego poznania Jezusa Chrystusa mego, dla którego wszystko postradałem i mam sobie za gnój, abym Chrystusa zyskał” (Fil 3, 7). Dla tego wierni, wiedzeni chęcią zdobycia nieba, patrzą stale w górę, zapominając o cierpieniach i dolegliwościach. Cechą ludzi wierzących jest stałe wznoszenie myśli i serca ku niebu. A przeciwnie, brak zainteresowania życiem pozagrobowym jest brakiem życia z wiary.
„Do większych rzeczy stworzony jestem!” – mawiał św. Stanisław Kostka. I naszym celem tu na ziemi jest zbawienie wieczne! Drogą, ścieżyną, środkiem są Chrzest, wiara i dobre uczynki! Wznośmy się często ku niebu myślą i czynami, aby poprzez mgłę szarzyzny życiowej ujrzeć Zbawiciela, z którego serca zawsze płynęłoby do nas to słodkie wezwanie: „Stańcie przy drogach i patrzcie, a pytajcie się o ścieżkach starych, która by była droga dobra, i chodźcie nią, a znajdziecie ochłodą duszom waszym!” (J 6, 16). Amen.
Ks. E.N.
[Kazanie z dnia 13.05.2010 r.
Na
podstawie: J. Danilewicz w: Nowa bibljoteka kaznodziejska, t. XLVI,
1934.
Źródło: gdynia.piusx.org.pl ].