środa, 19 grudnia 2012

Jasna Góra. Dzieje Cudownego Obrazu.








alve Regina!








M a r y j o,   K r ó l o w o   P o l s k i,
M a r y j o,   K r ó l o w o   P o l s k i,
j e s t e m   p r z y   T o b i e,   p a m i ę t a m,
j e s t e m   p r z y   T o b i e,   p a m i ę t a m,
c z u w a m.






Ks. Karol Stehlin - "Jasny szlak na Jasną Górę"             

Drodzy Czytelnicy!
W sierpniu – miesiącu pieszych pielgrzymek z całej Polski do Częstochowy – może niejednemu nasuwa się pytanie, dlaczego to największe polskie sanktuarium, zwane przez naszych przodków sercem Polski, nosi akurat nazwę „Jasna Góra”. Jest to nazwa czysto symboliczna, bowiem w tym wypadku o górze w znaczeniu geograficznym nie może być mowy. W rzeczywistości mamy tu do czynienia z nazwą, która odzwierciedla przymioty Matki Bożej. Ojcowie Kościoła często porównywali Maryję z wysoką górą, która przewyższa wszystkie inne góry swym majestatem, pięknem i wspaniałością. Idąc śladem Ojców Kościoła, najpierw porównajmy Maryję do góry Syjon. To Ona – mistyczna góra Syjon, którą Bóg wybrał na swój umiłowany przybytek. Na górze Syjon król Salomon zbudował świątynię, do której w dawnych czasach co roku pielgrzymowali członkowie ludu niegdyś wybranego, bo tylko tam mieszkał duchowo Pan Bóg. Maryja stała się świątynią, w której zamieszkał Bóg-Człowiek. Świątyni na górze Syjon już nie ma. Maryja zaś jest niezniszczalnym dziełem rąk Bożych. Do Niej przychodzą ludzie wszystkich stanów i narodów, starsi i młodsi, mężczyźni i kobiety, aby z Jej rąk otrzymać Zbawiciela i Jego łaski.
Teraz porównajmy Maryję do Góry Błogosławieństw. Chrystus Pan na Górze Błogosławieństw przedstawił wiernym swój program życia. Kto ów program przyjmie, ten sam będzie błogosławiony. W całej rozciągłości ten program przyjęła Maryja. Ona jest najdoskonalszym urzeczywistnieniem nauk Chrystusa, „błogosławioną między wszystkimi niewiastami”, najdoskonalszym stworzeniem Bożych rąk, a przez Nią i w Niej Chrystus wzywa nas wszystkich, abyśmy byli „ubodzy w duchu”, „spragnieni sprawiedliwości”, „czystego serca” itd. Porównajmy Maryję także do góry Tabor. Na tej górze Chrystus przemienił się w obecności trzech Apostołów – Piotra, Jakuba i Jana. Przez chwilę ukazał im blask swego odwiecznego majestatu. Tam również objawił się Ojciec niebieski najwznioślejszym wyznaniem i wezwaniem: „Oto Syn mój umiłowany, w którym mam całe upodobanie, Jego słuchajcie”. Do końca świata Maryja jest tą osobą, w której Chrystus objawia blask swego tryumfu. Czy wręcz niezliczone sanktuaria maryjne, rozsiane po całym świecie, słynące łaskami, nie są pewnym odbiciem odwiecznego blasku tryumfującego Króla, który przez swą Matkę przemienia całe narody i ukazuje nadzwyczajne skutki swych łask? A także czy same sanktuaria nie są nieustannym wyznaniem prawdy, że tylko Chrystus jest prawdziwym Bogiem i tylko w Nim możemy osiągnąć zbawienie?
Kto odbył w swym życiu choć raz, pobożnie i w skupieniu, pielgrzymkę do Lourdes, do Fatimy, na Jasną Górę, do Ostrej Bramy lub w inne podobne miejsce, ten potem lepiej rozumie i głębiej odpowiada na wezwanie Boga Ojca: „Jego słuchajcie!”. Maryję można też porównać do Kalwarii, czy używając innej nazwy tej samej góry, do Golgoty. Jest to najważniejsza góra w historii zbawienia – miejsce naszego odkupienia przez śmierć na krzyżu naszego Pana. Na tej górze Chrystus dał nam nie tylko swe umęczone Ciało, nie tylko swą wylaną Krew, nie tylko swe złożone w zbawczej ofierze życie, ale także dał nam swą Matkę za Matkę. Dopuścił Ją do współuczestnictwa w swoim dziele zbawienia jako Nową Ewę i uczynił Ją przez to Współodkupicielką. Odtąd jest Ona uprzywilejowanym i górującym nad wszystkimi innymi stworzeniami „świętym miejscem Zbawienia”, bo przez Nią i tylko przez Nią, jak przez akwedukt, spływają z Chrystusowego krzyża do dusz ludzkich wszystkie łaski.
Maryja więc może być symbolicznie ukazana jako góra, ale to tylko część symboliki. Pamiętajmy, że pielgrzymkowe miejsce w Częstochowie to nie tylko góra, ale Jasna Góra. Maryja jest jasną górą, górą emanującą światłem. W obecności Maryi ciemności i cienie, mgły i zamiecie, herezje i schizmy rozpraszają się i robi się jasno. Bez Maryi nie rozumiemy niezbadanych wyroków i dopustów Bożych. Bez Maryi tracimy gotowość do ofiary. Zaślepieni ciemną i duszną atmosferą materializmu i doczesności, wzdrygamy się na myśl o jakimś nowym wysiłku w realizacji Bożej woli. Wydaje się nam, że jest nam za ciężko, za dużo cierpimy, za mało mamy w życiu przyjemności. Dopiero gdy stajemy przed Jej obliczem (noszonym w duszy lub namalowanym na jakimś obrazie), wszystko staje się jasne: i wartość wyrzeczenia, i potrzeba wytrwałości, i pożytek ofiary... Wyraz Jej matczynych oczu często wystarczy, abyśmy mogli spojrzeć na osoby, wydarzenia i rzeczy we właściwym świetle. To Ona daje nam zdolność wnikania wciąż na nowo i coraz głębiej w tajemnice wiary. Bez Niej tę zdolność szybko tracimy, ulegając złym podszeptom naturalizmu.
Jasność roztaczająca się wokoło Maryi ogarnia nie tylko nasz intelekt, ale także i nasze serca, łącznie z całą zawartą w nich uczuciowością. Serce jest symbolicznym siedliskiem uczuć. Otwierając nasze serca na jasność Maryi, zaczynamy lepiej kontrolować różne nasze uczucia, pragnienia i tęsknoty. Zaczynamy lepiej odróżniać wartości trwałe i autentyczne od pseudowartości. Przede wszystkim zaś wnika w nasze dusze blask miłości Maryi. Błogosławiona jest ta jasność Maryi w naszym sercu. Dzięki niej nasze serce przestaje być kapryśne, zaczyna bić dla prawdziwego dobra i rzeczywistego piękna. Maryja odsuwa od nas wszelką ciemność strachu, lęków i obaw, a także oddala od nas myśli, które wprowadzają do duszy truciznę zazdrości i samolubstwa, a tym samym odbierają pokój naszemu sercu.
I tak Jasna Góra jako ikona Maryi ukazuje się jako wielki ideał, jako najwspanialsze dzieło piękna i światłości, jako szczyt, który za wszelką cenę powinniśmy osiągnąć. Weźmy też pod uwagę jeszcze inny wymiar. Otóż Jasna Góra rozpraszała ciemności fałszywych religii i odpierała ataki tych, którzy chcieli ujarzmić, a nawet zniszczyć nasz katolicki naród. Niszczyć naród można nie tylko poprzez fizyczne uśmiercanie jego synów i córek, ale także poprzez wyrywanie z dusz prawdziwej wiary. Bez katolickiej wiary naród polski musi zatracić swoją tożsamość i swoją podmiotowość. Dlatego każdy atak na wiarę katolicką Polaków musi być zakwalifikowany jako działanie antynarodowe. Dramat naszych czasów polega między innymi na tym, że tego rodzaju antynarodowe działania coraz częściej podejmują sami Polacy, tak jakby chcieli podłożyć ogień pod własny dom. Obecna w cudownej ikonie na Jasnej Górze Maryja była i jest przeszkodą dla takich działań. Przez liczne nadzwyczajne wydarzenia w historii pokazywała wszystkim, że tytuł Królowej Korony Polskiej to nie piękne marzenie, sentymentalne westchnienie czy wyraz przesadnej maryjności, to nie tylko piękne rozważanie, lecz rzeczywistość sprawdzona na polach fizycznych i duchowych bitew. Góra jako taka zatrzymywała i wciąż zatrzymuje dziejowe burze. Natomiast jej jasność dawała i daje do dzisiejszego dnia otuchę i pocieszenie wszystkim, którzy do góry się zbliżą. Jasna Góra będzie do końca świata sercem Polski albo duchową stolicą Polski, miejscem, ku któremu kierują się myśli najszlachetniejszych synów i córek narodu, miejscem, gdzie biją ich serca, miejscem, skąd na cały kraj rozlewają się strumienie miłości Bożej i miłosierdzia Bożego, siły duchowe i wszystkie cnoty.
Rzeczywistość Jasnej Góry zawiera w sobie szczyt, cel naszego życia, ale nie tylko. Duchowe znaczenie tego miejsca jest tak bogate, że znajdujemy w nim także sam długi szlak naszego życia i drogę, po której winien podążać ku Bogu cały naród. Jasność tej góry oświetla więc nie tylko sam szczyt, ale także i szlak ku niemu prowadzący. Ów szlak, owa droga stają się „jasne” i „wzniosłe jak wysoka góra”. Dziś szlak życia wielu ludzi niestety nie jest już jasny. Dotyczy to przedstawicieli wszystkich grup społecznych, ale my zwróćmy tu uwagę szczególnie na swe własne szeregi. Mimo że całym sercem wierzymy w Chrystusa i czcimy Maryję, że chcemy być katolikami wiernymi Tradycji, to jednak w konkretnym codziennym stąpaniu po szlaku życia niektórzy z nas popełniają istotne błędy. Wydaje się, że nie znają elementarnych reguł obowiązujących wędrowców wspinających się na górę. Często tracą równowagę nad przepaścią, zbaczają z oznakowanego szlaku, tracą orientację w terenie, upadają, łamią sobie nogi... Z rozmarzeniem patrzą na szczyty okryte jeszcze poranną mgłą, a nie pilnują szlaku przez doliny pogrążone jeszcze w ciemnościach nocy.
Otóż Maryja, ukazana przez symbolikę nazwy „Jasna Góra”, jest jak słońce, które wspina się wysoko i wysyła swe promienie do wszystkich zakątków naszego indywidualnego i społecznego życia. Jednak nie dzieje się to automatycznie. Warunkiem takiego oddziaływania Jasnej Góry jest nasza zgoda na przyjęcie Jej światła. Trzeba, byśmy otworzyli zdecydowanie, szeroko drzwi i okna naszych serc. Wszystkie nasze działania podejmujemy ze względu na jakiś cel, a w każdym działaniu posługujemy się jakimś środkiem. Otóż Jasna Góra przedstawia nam, że za każdym bezpośrednim celem naszego czynu jest jeszcze inny, wyższy cel, dla którego osiągnięcia warto się poświęcić. Osiągajmy cele przyrodzone w taki sposób, by nie utracić celu nadprzyrodzonego naszego życia. Nawet banalne, proste i codzienne czynności znajdują swe odbicie w wieczności. Wszystko więc, co robimy, róbmy z myślą o wieczności, z intencją podobania się Panu Jezusowi. Jeśli tak będziemy postępować, to będzie znak, że promienie Jasnej Góry wnikają w nasze codzienne sprawy. W ich jasności zobaczymy nagle, jak wiele intencji i pragnień, spraw i uczynków okazuje się brudnymi, podczas gdy wcześniej w mroku uważaliśmy błędnie, że są w całkiem niezłym stanie. To słońce, jakim jest Jasna Góra, przenika nas przedziwnym ciepłem, dając nam także środki potrzebne do postawienia kolejnego kroku na szlaku życia. Jasna Góra jako miejsce jest między innymi skarbnicą dzieł sztuki sakralnej, ale Jasna Góra jako symbol Maryi jest skarbcem środków zbawienia. Dzięki bijącej z niej jasności pamiętamy, że jesteśmy jeszcze w drodze, a ziemia, po której chodzimy, nie jest naszym ostatecznym domem, a jedynie przestrzenią, w której odbywamy swoją podróż. Nie wolno etapu podróży uznać za koniec podróży, tak jak nie wolno samej podróży pomylić z docelowym miejscem przeznaczenia. Nie należy więc zatrzymywać się zbyt długo na kolejnych etapach. Nie powinniśmy tracić czasu i sił. Cały szlak, wraz ze swoim zwieńczeniem w wieczności, bardzo wyraźnie stoi przed naszymi oczami. Stawiajmy więc na nim pewnie kroki, ale tak, by były to kroki katolickie, to znaczy zbliżające nas do szczytu. Kto tak żyje, ten wypełni swoje życie aż po same brzegi sensem, pięknem i jasnością Maryi. Patrząc na Nią, coraz bardziej wspinajmy się w górę. Z każdym krokiem oddalajmy się bardziej od nizin i ciężkiego powietrza doliny łez, a oddychajmy coraz częściej świeżym górskim powiewem. Tym samym cała nasza osoba (i cielesny organizm, i nieśmiertelna dusza) orzeźwi się i nabierze ochoty do dalszej wspinaczki.
Oto krótkie rozważania, które mogą nas zachęcić, by zbliżyć się do Królowej Polski i uczynić to z właściwym duchowym nastawieniem. Nierzadko zdarza się, że ludzie zbliżają się do Maryi, ale bez odpowiedniego nastawienia. Sierpień jest czasem, w którym na Jasnej Górze widać wiele imponującej, katolickiej żarliwości, ale także niemało pseudokatolickich postaw. Liczne pielgrzymki zatracają swój pokutny charakter, zmieniając się w rozrywkowe imprezy, liczni pielgrzymi przywdziewają nieskromne stroje, bo – jak mówią – jest im gorąco, bębenki, trąbki i gitary zastępują powagę pokutnych pieśni, a przede wszystkim – co najboleśniejsze – nowa Msza niemal wyłącznie okupuje kaplicę Cudownego Obrazu Jasnogórskiej Pani. Niech te smutne sprawy będą dla nas bodźcem do ukazania swym zachowaniem dobrego przykładu.
W tym miesiącu pielgrzymka katolickiej Tradycji już po raz szesnasty wędruje z Warszawy na Jasną Górę. Z serca błogosławię wszystkim jej uczestnikom i czytelnikom naszego pisma. Ω
Ksiądz Karol Stehlin; Wstęp do "Zawsze Wierni" nr 8/2010

































Dzieje cudownego obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej


Tak często mówimy o Królowej Korony Polskiej, tak często Ją wzywamy w swych modłach, wiemy przy tym, że za miejsce szczególnie ukochane, z którego rozdziela zdroje łask swym dzieciom polskim, obrała sobie Jasną Górę w Częstochowie. Przeto kogo zajmują dzieje czci Bogarodzicy na ziemiach polskich, dzieje, w których obraz M. B. Częstochowskiej tak wybitną odgrywa rolę, tego niezawodnie też zajmować będzie pochodzenie i dzieje samego cudownego obrazu częstochowskiego. Dlatego wykład niniejszy chce czytelników z tymi dziejami zaznajomić. (…)
Dzieje tego obrazu sięgają czasów bardzo dawnych, jakkolwiek nie wszystko, co o nim wiemy, opiera się na niezbitych pewnikach historycznych. Pewniejsze wiadomości o nim datują się dopiero od r. mniej więcej 1382, tj. od czasu, kiedy cudowny obraz do Częstochowy na Jasną Górę sprowadzono. Wcześniejsze jego dzieje pokryte są mrokiem, ale rozjaśnianym legendami i podaniami, które jak barwne tęcze otaczają urokiem cudowności postać naszej częstochowskiej Bogarodzicy i Jej Bożego Dzieciątka.
Według tych legend obraz jest malowany przez św. Łukasza ewangelistę na cyprysowej płycie stolika, który był uświęcony tym, że służył samemu Zbawicielowi. Jak głoszą niektóre podania, stolik ten był wykonany przez św. Józefa, o którym powiada tradycja, że był cieślą. Według innych podań wyciosał ów stolik sam Pan Jezus, kiedy w warsztacie św. Józefa w Nazarecie zaprawiał się pod okiem swego przybranego ojca do pracy ciesielskiej. Gdy po śmierci Pana Jezusa Najświętsza Panna, oddana w opiekę św. Janowi, zamieszkała wraz z nim w Jerozolimie u jego ojca, pobożnego Zebedeusza, ów stolik znalazł się również w domu Zebedeusza. Zrządzenie Boże sprawiło, że w tym czasie przybył do Jerozolimy św. Łukasz, z zawodu lekarz, mąż światły i uczony i równocześnie biegły w malarstwie. Św. Łukasz, pozostając przez dwa lata w Jerozolimie i rozmawiając z Najświętsza Panną wiele o Panu Jezusie, napisał w tym czasie swą ewangelię, a kiedy wierni na niego nalegali, żeby jeszcze wizerunek Najświętszej Panny utrwalił w obrazie, uczynił to, malując na owym cyprysowym stoliku Najświętszą Pannę, trzymającą na ręku swe Boskie Dziecię.
Wprawdzie, to co tu powiedziano o powstaniu cudownego obrazu jasnogórskiego, to wszystko tylko pobożna legenda. Czy w tej legendzie jednak nie miałoby być ani ziarna prawdy? Jeżeli weźmiemy pod uwagę, co podania mówią o dalszych jego kolejach, i przy tym, że obraz istotnie jest malowany na drzewie cyprysowym, to przynajmniej tyle możemy o nim powiedzieć, że wyjątkową czcią otaczano go już w najdawniejszych czasach, już długo przedtem, nim jeszcze na ziemiach polskich stał się tym świętym przybytkiem narodowym, i że nawet rzeczywiście św. Łukasz mógł być jego twórcą.
Według dalszych podań drogocenna pamiątka w pierwszych trzech wiekach, kiedy chrześcijaństwo doznawało srogich prześladowań, była pilnie strzeżona przez chrześcijan na wschodzie. Wreszcie jednak, gdy chrześcijaństwo uzyskało wolność i z podziemi i katakumb mogło wyjść na świat i budować własne świątynie, przywiozła go św. Helena, matka cesarza Konstantyna, do Konstantynopola i złożyła w kaplicy pałacowej. Otrzymała go od dotychczasowych jego właścicieli wraz z innymi pamiątkami świętymi, kiedy bawiła na miejscach uświęconych życiem i śmiercią Zbawiciela, aby odszukać krzyż Chrystusa i inne świętości, pozostałe po naszym Zbawcy.
Z Konstantynopola wreszcie dostał się święty obraz na Ruś. Że stać się to mogło bardzo łatwo, zrozumiemy, jeżeli zauważymy, że światło wiary przyszło do rozmaitych narodów słowiańskich, a pomiędzy nimi i na Ruś nie z Rzymu, lecz z Konstantynopola, którego patriarchowie dawniej jeszcze należeli do jedności Kościoła Chrystusowego, i że cesarze wschodni nieraz wydawali córki swe za książąt krajów słowiańskich. Przy tej okazji mógł też obraz święty jako posag przybyć w te strony z wychodzącą za mąż córką cesarza. Tak też się stać mogło około r. 971, kiedy to według świadectwa uczonego Kromera Włodzimierz, książę ruski, brał za żonę Annę, siostrę cesarzów greckich Bazylego i Konstantyna. Wtedy „wyprawiając w tę podróż Bracia Annę, prócz innych skarbów dali Jej ten obraz Najświętszej Panny jako najdroższy klejnot”.
Obraz umieszczono w Haliczu [koło Stanisławowa, lub jak mówią dziś Ukraińcy, koło Iwano-Frankowska, na Podolu], ale niebawem dostał się znowu w inne posiadanie, mianowicie przeszedł na własność książąt opolskich, którzy przenieśli go do zamku bełzkiego [w Bełzie koło Lwowa], wówczas do nich należącego. Tam pozostawał przez kilkaset lat.
Kiedy jednak z powodu coraz częstszych napadów tatarskich nie był w dotychczasowym swym schronieniu dość bezpieczny, Władysław, książę opolski, postanowił go przewieźć do swojej stolicy, do Opola na Śląsk. Ale Najświętsza Panna wybrała sobie inne miejsce dla swego świętego wizerunku, miejsce, skąd chciała całej polskiej krainie rozdzielać nieprzebrane dobrodziejstwa jako słońce łask i skąd całemu polskiemu narodowi chciała królować jako jego Pani i Królowa. To też, kiedy już wszystko do drogi było gotowe, kiedy obraz był umieszczony na wspaniałym rydwanie, a rumaki zaprzężone, okazało się, że ani rusz z miejsca nie można było się posunąć. Konie nie mogły obrazu udźwignąć.
Poznał książę, że Bóg daje mu znak z nieba, upadł na kolana i w gorącej modlitwie prosił Go i Matkę Najświętszą o wskazanie mu Ich świętej woli. Wtedy we śnie objawiła mu się Matka Boska i dała mu upomnienie, żeby obraz złożył na Jasnej Górze. Z pokorą spełnia Opolczyk zlecenie Bogarodzicy i około r. 1382 umieszcza go tamże w drewnianym kościółku. Wkrótce potem sprowadza jako stróżów tej świętości zakonników św. Pawła, zwanych paulinami, i powierza im ten skarb drogi. Odtąd aż do naszych czasów ojcowie paulini strzegli i strzegą tego świętego przybytku narodowego.
Tymczasem sława cudownego obrazu rosła z każdym dniem i rozeszła się aż poza granicami Polski. Napływało coraz więcej pobożnych pielgrzymów do tego świętego miejsca, mnożyły się cuda, mnożyły się wota, nieraz nawet kosztowne, które zawieszano na obrazie lub umieszczano w skarbcu klasztornym. Przesadne wieści o bogactwie klasztoru znęciły wnet rabusiów. W r. 1430 husyci, zwolennicy kacerskiej nauki Husa, napadli na klasztor i go obrabowali. Święty obraz Matki Boskiej, wotami obwieszony, zdarli z ołtarza i chcieli go ze sobą uprowadzić. Ale gdy przybyli na miejsce, gdzie stoi obecnie kościół św. Barbary, konie się zatrzymały i żadnym sposobem nie można było ruszyć w dalszą drogę. Wtedy rozwścieczeni husyci obraz rozbili na trzy części i rzucili je w błoto, a jeden z nich, widząc, że święte oblicza były nieuszkodzone, w swej nienawiści ciął w nie dwa razy szablą. Za tę świętokradzką zbrodnię został przez Boga ukarany natychmiastową śmiercią.
Porzucone części obrazu pozbierali ojcowie paulini i obmyli w wodzie źródła, które wtedy cudownie miało wytrysnąć. Źródło to po dziś dzień istnieje i słynie ze swych cudownych własności leczenia chorób oczu. Z czasem zbudowano nad nim kapliczkę, nad którą czytamy taki napis, streszczający dzieje cudownego obrazu: „Lat trzysta w Jeruzalem, pięćset w Carogrodzie słynęłam władzą wszelką na ziemi i wodzie. Pięćset na bełzkim zamku byłam strażnikową. Piąte sto Jasna Góra czci mnie za Królową”. Obraz zawieźli ojcowie paulini do Krakowa, do króla Jagiełły. Ten dał go przez najbieglejszych malarzy naprawić. Tylko blizny na twarzy Bogarodzicy nie chciały się wcale dać usunąć. Wtedy, upatrując w tym wolę Bożą, król zarządził, żeby blizny pozostały, a obraz we wspaniałym orszaku odprowadzono z Krakowa na Jasną Górę.
Od tego czasu Częstochowa coraz bardziej się staje świętą arką przymierza narodu polskiego, przedmiotem jego najgłębszej czci i najgorętszego ukochania. Jak kwiat ku słońcu się zwraca, tak ku świętemu obliczu M. B. Częstochowskiej zwracały się odtąd przez wszystkie wieki aż do czasów obecnych oczy i serca wiernych dzieci Ojczyzny Polskiej. Królowie we wszystkich ważniejszych chwilach poruczali losy Ojczyzny M. B. Częstochowskiej, a zresztą każdy dobry Polak pragnął i pragnie choć raz w życiu pomodlić się przed cudownym obliczem naszej ukochanej Matki Jasnogórskiej.
W dalszym postępie dziejów przeżywał klasztor i cudowny wizerunek Matki Boskiej niejedną chwilę groźną i smutną, ale też niemało dni podniosłych i radosnych. Dni grozy nadeszły dla Jasnej Góry, kiedy oblegali ją Szwedzi pod generałem Müllerem w r. 1655. Oczy pełne łez podnosili Polacy do tej Matki Boskiej Częstochowskiej podczas 150-letniej udręki, kiedy Ojczyzna nasza nosiła pęta gnębiącej niewoli. Cztery razy pożar nawiedził klasztor i kościół na Jasnej Górze. Nidy zresztą nie ogarnął przy tym kaplicy z cudownym obrazem. Podczas ostatniego pożaru w r. 1900 spłonęła wieża kościoła. Ale odbudowano ją wnet jeszcze wspanialszą i okazalszą, niż była dawniej. Największy jednak cios spadł na święte miejsce i cały naród, kiedy w gronie stróżów cudownego obrazu, pomiędzy samymi paulinami, znalazł się niegodziwiec, kapłan bez powołania, nazwiskiem Macoch, który świętokradzką rękę podniósł na sam obraz i ograbił go z kosztowności, które się na nim znajdowały: z perłowej sukienki, koron, złocistych promieni i kilkudziesięciu drogocennych złotych i srebrnych wotów.
Lecz obok tego patrzyła Częstochowa na niejedno wydarzenie, które radością niezmierną mogło napełnić każdego wierzącego Polaka. W Częstochowie królowie polscy tylekroć dziękowali Maryi za zwycięstwa, odniesione nad wrogami Wiary i Ojczyzny. Przyczyną wielkiej radości było owo dwukrotne koronowanie M. B. Częstochowskiej na Królową Korony Polskiej, pierwszy raz 8 września 1717 r., drugo raz 22 maja 1910 r., po owej zbrodni Macocha. I z radosną podzięką wreszcie zwróciły się serca polskie do Matki Boskiej Częstochowskiej w Ojczyźnie na nowo wskrzeszonej, najpierw, kiedy za przyczyną tej Królowej Korony Polskiej, jak w to niezłomnie wierzymy, pan Bóg nas powrócił „cudem na Ojczyzny łono”, a potem, kiedy znowu w cudowny sposób ratował Ojczyznę z toni, dopomagając Jej do „Cudu nad Wisłą”.
Niechajże dalej Ta, co „Jasnej broni Częstochowy”, opiekuje się naszym narodem i wyjednuje mu potrzebne łaski u tronu Bożego. Aby zaś to mogła czynić, nie stawiajmy Jej przeszkody, lecz starajmy się stawać się tego godnymi, starajmy się być dobrymi Jej dziećmi.
(według książki ks. Piotra Sosnowskiego pt. Królowa Korony Polskiej
wydanej w Pelplinie, w 1932 r.)



[Źródło: gdynia.piusx.org.pl]






"Obrona Częstochowy" January Suchodolski