środa, 23 stycznia 2013

Słowa poruszają, a przykłady porywają.












„Po ich owocach poznacie ich… 

Wszelkie drzewo dobre owoce dobre rodzi, 

a złe drzewo owoce złe rodzi” (Mt 7, 17).



Drodzy Wierni!

Jednym z najważniejszych owoców dobrego życia chrześcijańskiego jest dobry przykład. Słusznie ktoś powiedział, że gram dobrego przykładu więcej znaczy niż cetnar słów, a św. Bernard mówi, że „głos przykładu jest donośniejszy niż głos ust” (In Cant. 59, 3). Mądre są również słowa pogańskiego filozofa Seneki: „Długa jest droga przez przepisy, krótka i skuteczna przez przykłady”. Cóż z tego, że np. ojciec będzie zachęcał syna do pacierza, jeśli on sam go nie odmawia? Albo do chodzenia do kościoła, jeśli sam nie chodzi? Bez dobrego życia i uczciwego postępowania same słowa stają się zgorszeniem.
Gdy rzucimy okiem na Kościół pierwotny, to ujrzymy, że świat nawracał się na chrześcijaństwo nie tylko przez kazania Apostołów, ale jeszcze więcej przez przykłady cnót pierwszych chrześcijan. Żywy przykład – to wielki motor w życiu tak jednostki, jak zbiorowości, i działać może ku zbudowaniu, jeśli jest dobry, lub ku burzeniu, jeśli jest zły.
Chrystus Pan powiedział: „Tak niechaj świeci światłość wasza przed ludźmi, aby widzieli uczynki wasze dobre i chwalili Ojca waszego, który jest w niebiesiech” (Mt 5, 16). Św. Piotr, głowa Apostołów, napomina wiernych do dawania dobrego przykładu poganom, oczerniającym wyznawców Chrystusa jako zbrodniarzy: „Aby z dobrych uczynków przypatrzywszy się wam (powiada), chwalili Boga” (1 Pt 2, 12), i uzasadnia dalej: „Bo taka jest wola Boga, abyście dobrze czyniąc zatkali usta głupstwu niemądrych ludzi” (2, 15). Także Apostoł Paweł zachęca: „Przypatrujmy się jedni drugim ku pobudzaniu miłości i dobrych uczynków” (Żyd 10, 24). Kilkakrotnie podaje siebie za przykład: „Bądźcie naśladowcami moimi, bracia, i patrzcie na tych, którzy tak chodzą, jak macie wzór nasz” (Filip 3, 17; 1 Kor. 4, 16; 11, 1).
Przejdźmy do Ojców Kościoła. W liście do Efezjan św. Ignacy Antiocheński mówi: „Dobre jest nauczanie, gdy się czyni to, co się mówi” (15, 1). Św. Cyprian powiada: „Bądźmy jak świątynia Boga, aby jawne było, że Bóg w nas mieszka” (De or. dom. 11). Św. Leon Wielki uczy: „Kto mógłby nie zauważyć obecności Boga tam, gdzie spostrzega prawdziwą cnotę?” (S. 38, 3). Św. Grzegorz W. twierdzi: „Nigdy by się grzesznik nie nawrócił i nie czynił pokuty, gdyby go nie porywał za sobą przykład dobrych” (Dial. 3, 37).
Pewnemu człowiekowi udało się powiedzenie: „Najlepsze rzeczy na świecie nie znaczą jeszcze nic bez tego, który je pierwszy wykonuje”. Jest w tym racja, bo na cóż się zda np. mówić choćby najpiękniej i najwznioslej o cierpieniu, a samemu przy najbliższej sposobności cierpienia rzucać się z niecierpliwości? Albo gdy skąpiec zachwala cnotę miłosierdzia i hojności, a sam nigdy złamanego grosza nie dał potrzebującemu? Tu już wkraczamy w dziedzinę martwej wiary, czyli wiary bez uczynków, gdy słowa nasze kłócą się z naszymi uczynkami, albo gdy pozornie i na oko czynimy dobrze, a w gruncie rzeczy jesteśmy złoczyńcami.
Słuszne jest powiedzenie: „Więcej wierzy się jednemu oku niż dwom uszom”. Tak, bo właśnie oko chwyta fakty konkretne i utrwala je w duszy, a słowa częstokroć wpadają w uszy i wypadają bez wrażenia. Można nawet powiedzieć: wszystkie członki człowieka są językami. Każdym bowiem członkiem może człowiek przemawiać do bliźnich, wykonując poruszenia i czynności właściwe danemu członkowi. Jakże rzadko, albo może właściwie nigdy nie przyjdzie nam na myśl, że każdy i nas jest książką, w której nasz sąsiad czy w ogóle bliźni codziennie czyta, i co u nas znajdzie – dobre czy złe – to też czyni.
W Wielki Czwartek powiedział Zbawiciel do uczniów po umyciu im nóg: „Dałem wam przykład, abyście – jakom ja wam uczynił, tak i wy czynili” (J 13, 15). Dlatego nazywamy się chrześcijanami, byśmy naśladowali Chrystusa, a więc Jego życie. Same słowa, same obietnice i zapewnienia nie wystarczą, bo bardzo dobitnie powiedział Pan nasz: „Nie każdy, który mi mówi: Panie, Panie! – wnijdzie do królestwa niebieskiego, ale który czyni wolę Ojca mego, który jest w niebiesiech, ten wnijdzie do królestwa niebieskiego” (Mt 7, 21). Wola Ojca niebieskiego żąda od nas czynów dobrych, a każdy czyn dobry, oczywiście czyn podpadający pod zmysły, daje dobry przykład.
Mówi się pospolicie, że dobry przykład może działać cuda. Moglibyśmy sięgnąć do żywotów świętych i w każdym z nich znaleźlibyśmy dowody, jak święty człowiek oddziaływał nawet na ludzi zupełnie wykolejonych. Wiemy, jak się zachowali bandyci, którym św. Jan Kanty oddał pominięty przez nich przy rewizji pieniądz.
Wysoko postawiony człowiek we Francji (hrabia de Maille) otrzymał pewnego razu list, który sprawił mu ogromną radość. Oto, co w liście wyczytał: „Niech sobie Pan przypomni młodego podporucznika, który pewnego wieczoru r. 1870 (wojna prusko-francuska) leżał obok Pana w stodole, niedaleko od miejscowości Mans. Zanim się pan położył, odmówił Pan modlitwę wieczorną, a ja, niewierzący wówczas, śmiałem się z tego. Później rozmyślałem nad tym, studiowałem i doszedłem do przekonania, że Pan miał rację. Bardzo dziękuję za dobrodziejstwo, jakie wówczas wyświadczył Pan mojej duszy!” De Maille pokazując znajomym ten list, dodawał: „To pismo mógłbym mieć w ręku, gdy przyjdzie mi umierać, by mi służyło jako paszport do wieczności”.
Wielki myśliciel i społecznik katolicki Ozanam, jako osiemnastoletni młodzieniec, przeżywał ciężki kryzys religijny. Pewnego dnia wstąpił do kościoła w Paryżu, by tam znaleźć trochę spokoju. W kościele, w kącie, niedaleko wiecznej lampki zobaczył starca, który w najgłębszym skupieniu odmawiał różaniec. Poznał go: był to Ampere, sławny fizyk. Cicho ukląkł Ozanam za znakomitym uczonym; wiara i miłość Boga doszły w tej godzinie do głosu. Później wyznawał, że różaniec Ampere'a wywarł na niego większe wrażenie niż wszystkie książki i kazania.
Nie wszyscy jesteśmy powołani do czynienia wielkich rzeczy, które zresztą nie są wcale wymagane do dobrego i szczęśliwego życia, ale każdy z nas może normalnym życiem świecić przykładem drugim. Przede wszystkim zaś winni starsi – w każdym rozumieniu tego słowa – dawać dobry przykład młodszym i za to będą w szczególniejszy sposób odpowiadać przed Bogiem.
Teraz popatrzmy na drugą stronę medalu. Zbawiciel przestrzega przed zgorszeniem w sposób niezwykle mocny. Oto stawia dziecię wobec uczniów i powiada: „Kto by zgorszył jednego z tych małych, którzy we mnie wierzą, lepiej mu, aby zawieszono kamień młyński u szyi jego i zatopiono w głębokości morskiej. Biada światu dla zgorszenia! Albowiem muszą przyjść zgorszenia, a jednakże biada onemu człowiekowi, przez którego zgorszenie przychodzi” (Mt 18, 6n).
Zgorszeniem jest wszelki czyn, mowa lub zaniedbanie, przez które wprowadza się innych ludzi w błąd w stosunku do Boga albo sprowadza się ich z dobrej drogi, albo zachęca do grzechu.
Dziewięć jest tzw. grzechów cudzych, czyli popełnionych – jeśli nie w całości to przynajmniej częściowo – na rachunek gorszycieli. Jeśli ktoś gorszy małe dziecko, które nie ma jeszcze całkowicie rozwiniętych władz umysłowych, to bierze na siebie jego grzech w całości; jeśli natomiast w jakikolwiek sposób przyczynia się do grzechu człowieka dojrzałego – to częściowo uczestniczy w grzechu cudzym.
Chyba wystarczy grzesznikowi odpowiedzialność za własne, osobiste grzechy; ale on musi pomyśleć, że będzie odpowiadać nadto za tych, których zgorszył i był przyczyną ich grzechów! Za własne grzechy można pokutować, krzywdy materialne można naprawić, ale jak naprawić szkody wyrządzona duszom bliźnich? Starsi winni pamiętać, jak się mają zachować wobec młodszych; rodzice wobec dzieci. Nie ma zbyt silnego głosu jakim by należało przypomnieć rodzicom ich obowiązki względem dzieci. Jedno nieopatrzne słowo ojca lub matki może wyryć w duszy dziecka skazę, która będzie początkiem jego zepsucia i zguby. Pogańscy Rzymianie powtarzali mądrą zasadę: „Dziecku należy się najwyższy szacunek”. Ten szacunek obwarowany jest Chrystusowym „biada światu dla zgorszenia”.
Wzniosłe i szczytne są obowiązki i zadania wszystkich, którym zlecona została piecza nad młodzieżą, ale najpierw zadania rodziców i w ogóle domu rodzinnego.
Pamiętajmy więc, że „słowa poruszają, a przykłady porywają”. Każde nasze słowo lub uczynek może stać dobrym lub złem przykładem dla bliźniego i jednym z najważniejszych owoców, które będą decydować o naszą wieczność, czy będziemy w oczach Pańskich dobrym czy złem drzewem. Prośmy Pana Boga o baczność i o możliwość skorzystania ze wszystkich dobrych przykładów, które nam dają inni. Amen.

Ks. E. N.

(Na podstawie: ks. Jan Czuj, Kazania świąteczne i przygodne, Poznań, 1953, s. 204.)