wtorek, 26 lutego 2013

List Księdza Karola Stehlina - O obmowie.




Drodzy Czytelnicy! 

Jezus Chrystus nie przestaje nas uwrażliwiać na wagę słów, które wypowiadamy: „Z każdego słowa próżnego, które by wyrzekli ludzie, zdadzą liczbę w dzień sądu. Albowiem ze słów twoich będziesz usprawiedliwiony i ze słów twoich będziesz potępiony” (Mt 12, 36–37). Czy świadomość jak wielką rolę odgrywa nasza mowa w ostatecznym rozliczeniu z Panem Bogiem, nie powinna nas skłonić do większej rozwagi? „Życie i śmierć w mocy języka” (Prz 18, 21), a zatem każdy z nas winien się zastanowić, czy swoim próżnym językiem nie kieruje własnej duszy ku wiecznemu potępieniu. 

Aby unikać „słów próżnych”, należy przede wszystkim rozumieć, czym one są. Próżnia oznacza pustkę, a pustka jest tożsama z brakiem. Próżne słowo to nie jest jednak słowo, któremu brak treści. Każde słowo niesie ze sobą jakąś treść. Próżne słowo to słowo, któremu brak dobrej intencji. Pan Bóg ocenia nasze słowa przez pryzmat intencji, z jakimi je wypowiadamy: „Ja badam sumienia i serca” (Ap 2, 23). Jeżeli kierują nami nieczyste intencje, to nasze słowa są dla Boga brudne, a nas samych rujnują duchowo. A zatem to właśnie ta wewnętrzna, duchowa strona pozostaje kluczowym kryterium oceny naszej mowy. 

Jednym z najpoważniejszych przewinień w oczach Pana Boga jest wyciąganie na światło dzienne grzechów naszych bliźnich. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy, z jaką łatwością rzucamy różne uwagi na temat sąsiada, znajomego czy kogoś z rodziny. Całkiem bezmyślnie tworzymy treść, która opiera się na luźnych skojarzeniach, wyobrażeniach i fałszywych wnioskach. I dlaczego to robimy? — Aby „coś powiedzieć”, zabawić towarzystwo, zabić czas 
i ciszę. 

Do obmawiającego skierowane są bardzo ostre słowa z Księgi Przysłów: „Obrzydliwością są Panu wargi kłamliwe” (Prz 12, 22). „Nie czyhaj i nie szukaj bezbożności w domu sprawiedliwego, i nie mąć spokoju jego; bo siedmiokroć upadnie sprawiedliwy, i powstanie, lecz bezbożni w zło wpadną” (Prz 24, 15). A św. Jakub pisze: „Jeśli gorzką zazdrość macie 
i spory są w sercach waszych, nie chciejcie się wynosić i być kłamcami przeciwko prawdzie. Nie jest to bowiem mądrość z góry zstępująca, ale ziemska, cielesna, diabelska. Gdzie bowiem zazdrość i spór, tam niestałość i wszelka zła sprawa” (Jk 3, 14–16). A zatem każda wypowiedź na temat innej osoby wymaga, aby najpierw spojrzeć we własne serce 
i rozstrzygnąć, czy jest ono zainfekowane „gorzką zazdrością”. Jeżeli tak, lepiej, aby mowa pochodząca z tego źródła nigdy nie ujrzała światła dziennego. A Pan Bóg z pewnością doceni nasz wysiłek włożony w taką refleksję i w milczenie powodowane dobrem bliźnich. 

Obmowa ma negatywne konsekwencje nie tylko dla osoby, która pada ofiarą obmawiającego, ale przede wszystkim dla niego samego oraz dla osoby, która słucha obmowy. Święty Augustyn pisze w Wyznaniach: „Mowa ludzka to piec rozżarzony, w którym poddaje się nas codziennej próbie (…). Jeśli przyjmując pochwały, kieruję się względem na pożytek bliźniego, dlaczego mniej się przejmuję, kiedy ktoś inny jest niesłusznie krytykowany, niż kiedy mnie to spotyka? Dlaczego zniewaga mnie rzucona w twarz bardziej mnie boli niż ta, równie bezpodstawna, jaką w mojej obecności miota się na innego człowieka? Czy i tu mogę sobie przypisywać niewiedzę? Czy nie jest raczej tak, że i samego siebie zwodzę i w sercu, i w słowach jestem winny fałszu wobec Ciebie? Szaleństwo takie, Panie, oddal ode mnie, aby moje słowa nie stały się olejkiem grzesznika — do namaszczania głowy mojej”. 

W powyższym wypadku mamy do czynienia z problemem nazwanym przez św. Tomasza złą ciekawością (curiositas vitiosa). Staje się tak wówczas, gdy wysłuchiwaniem historii o upadkach innych ludzi człowiek stara się zagłuszyć swoje własne porażki i przewinienia. Staje się wówczas wdzięcznym słuchaczem osoby obmawiającej bliźniego. Dusza, która chce się bronić przed pułapką wadliwej ciekawości i biernego wysłuchiwania obmowy, winna być przede wszystkim uwrażliwiona na wypowiadane do niej treści. Jeżeli są one skierowane przeciwko dobru bliźniego, to musi włączyć się w nas cenzura, która nie pozwala wysłuchiwać obmowy. Mamy wówczas prawo upomnieć osobę, która obmowy się dopuszcza, albo przynajmniej odmówić wysłuchiwania jej zatrutych słów. Tylko w taki sposób jesteśmy w stanie obronić naszą duszę oraz dusze naszych bliźnich. 

A jak powinien się zachować ten, który został poszkodowany obmową? Najczęściej niewiele może uczynić. Jego obraz wśród znajomych uległ zniekształceniu. Jest jednak zgoła inny sposób patrzenia na ten problem. Przedstawia go św. Paweł w I Liście do Koryntian: „Dla mnie zaś najmniejsza to rzecz, żebym był sądzony przez was, albo przez jakiś sąd ludzki; lecz 
i sam siebie nie sądzę” (1 Kor 4, 3). Św. Paweł ostrzega przed przedwczesnym usprawiedliwianiem siebie, które jest pierwszą reakcją naszego „ja” na negatywne opinie. Tymczasem, abstrahując od nieuczciwości obmowy, warto się zastanowić nad jej treścią. Jeżeli jesteśmy winni zarzucanych nam czynów, wówczas można wykorzystać złośliwości 
i obmowy innych do przyrzeczenia sobie szczerej poprawy. Wówczas obmowa przyniesie nam korzyść. 

Cierpliwe znoszenie zniewagi dla Pana Boga jest znakiem istotnego postępu w życiu duchowym. „Jeżeli sumienie nic ci nie wyrzuca, zastanów się, czy to chętnie dla Boga chcesz znosić!” — zachęca Tomasz a Kempis w dziele O naśladowaniu Chrystusa. Bo przecież jeżeli Pan Bóg ofiaruje nam swoje przebaczenie, wówczas niczyja przewrotność nie zdoła nam zaszkodzić. „Synu, oprzyj swe serce mocno na Panu i nie bój się sądu ludzkiego, skoro ci sumienie świadczy, żeś pobożny i bez winy. (…) Dobra to i błogosławiona rzecz tak cierpieć; nie będzie to trudne dla serca pokornego i ufającego Bogu więcej niż sobie”. Obmowa rani tylko wówczas, gdy zaakceptujemy drugą osobę jako instancję decydującą o naszej istocie. Zapominamy wówczas, że jedynym sędzią, który widzi nasze postępowanie, jest Pan Bóg. Jeżeli nie radzimy sobie z pomówieniami rzucanymi przez innych, jest to symptom, że wciąż jest w nas żywa miłość własna. Wówczas będziemy szukali opinii innych osób, które będą dla nas pochlebne — a w ten sposób jedynie wzmocnimy miłość własną. Dlatego zwrócenie się do Pana Boga w trudnych chwilach staje się szansą na uzdrowienie swojej duszy. 

Często Pan Bóg doświadcza nas „biczem słowa”, gdy nie jesteśmy jeszcze gotowi na cierpienia ciała i próbujemy szukać pokoju poza Jego sprawiedliwością:„Przynajmniej niech ci to wystarczy, że niekiedy bodaj słowa znosisz, skoro jeszcze nie potrafisz wycierpieć dotkliwego smagania biczów. (…) Skoro bowiem uciekasz przed poniżeniem i zawstydzeniem za swe wady, widać oczywiście, że ani nie jesteś prawdziwie pokorny, ani nie umarłeś zupełnie światu, ani świat nie jest dla ciebie ukrzyżowany”. Jeżeli spojrzymy na skierowaną przeciwko nam obmowę z perspektywy Bożej ekonomii łaski, dostrzeżemy, że jest to dana nam szansa na jeszcze większe zawierzenie Bogu i uświęcenie samego siebie: „Jeżeli umiesz milczeć 
i cierpieć, bez wątpienia doczekasz się pomocy Pana. (…) Boska to rzecz pomagać i wyzwalać z wszelkiego zawstydzenia. Do zachowania większej pokory często to pomaga, że inni nasze błędy znają i ganią”. Przykładem mogą być dla nas święci męczennicy, którzy nie dochodzili swoich racji i praw, ale brali swój krzyż z pokorą, wdzięczni za tę szansę większego uświęcenia się tutaj na ziemi, aby po śmierci radować się obcowaniem z Bożą miłością. 

Bardzo ciekawie pisze o obmowie św. Tereska. Według niej obmowa niesie olbrzymi potencjał uświęcający, ale to od nas zależy, co z nim zrobimy. Święta poucza nas, że nie tylko mamy pozostać niewzruszeni, gdy inni dają o nas złe świadectwo, ale właśnie ich mamy otoczyć naszym szczególnym uczuciem: „Miłujcie tych, którzy wam rozkazują i którzy was ganią” — wzywa nas. W nakierowaniu naszej woli na dobro, wbrew atakującemu nas złu, możemy odnaleźć szansę na umocnienie się w cnotach. „Pokora nie polega na tym, by myśleć i mówić, że mamy pełno błędów, ale na tym, by czuć się szczęśliwymi, gdy inni tak o nas myślą 
i mówią”. „Jeśli czasem bliźni nas oczerni, powinniśmy się czuć szczęśliwi, bo gdyby nikt nie uprawiał tego ''rzemiosła'', jakimi byśmy byli?”. Jakaż pokora małej świętej! Jakież odwrócenie światowej logiki, którą kierujemy się na co dzień! 

Święta pisze w innym miejscu: „Co do mnie (…) wolę być niesłusznie oskarżana, bo gdy nie mam sobie nic do wyrzucenia, ofiaruję to Bogu z radością; następnie się upokarzam na myśl, że jestem zdolna do popełnienia tego, o co mnie oskarżają”. A zatem ta stała świadomość naszej ułomności może nam pomóc w znoszeniu fałszywych świadectw, nie zaś tłumaczenie się i dowodzenie własnej niewinności: „Po co się bronić i tłumaczyć, kiedy jesteśmy nie rozumiane i nieżyczliwie oceniane? Nie zwracajmy na to uwagi, nie mówmy nic; to tak słodko jest nic nie mówić i pozwolić osądzać się każdemu według uznania”. 

Zdarza się, że obawa przed obmową staje się hamulcem w czynieniu dobra. Ulegamy wówczas wyobrażeniu o tym, co inni sobie o nas pomyślą, gdy coś zrobimy. Szatan wykorzystuje nasz strach przed opiniami innych do tego, aby nas zawrócić z naszej drogi ku dobru. Wówczas trzeba rzucić zdecydowane wyzwanie temu strachowi. Należy bowiem pamiętać, że miłość własna zna wiele sposobów na to, aby siebie obronić i wzmocnić. 
Często pragniemy na własną rękę dochodzić sprawiedliwości, roztrząsać, oskarżać. Nawet jeśli racja jest po naszej stronie, Pan Jezus zachęca nas, abyśmy z pokorą znieśli złe słowo 
i dotknięci niesprawiedliwością, powierzyli się Jemu. Ciche znoszenie ran zadanych przez innych nieprzemyślanym słowem i zwrócenie się do Niego w naszej krzywdzie jest wyrazem największej ufności w Jego sprawiedliwość i miłość. Jest okazją, aby nasze rany powierzyć Jemu i aby Bóg Ojciec dostrzegł naszą duszę zjednoczoną z cierpieniem swojego Syna. 

W dziejach Kościoła mamy wśród świętych niemało pięknych i wzniosłych przykładów mistrzowskiego używania języka. W sposób absolutnie doskonały korzystała z daru mowy Niepokalana. Obmów i oszczerstw było w Jej świętym życiu wiele, ale nie była Ona ich nadawcą, lecz adresatką. Padała ofiarą złych słów i to nie tylko skierowanych bezpośrednio ku Niej, ale także przeciw Panu Jezusowi. Oszczerstwa przeciw Niej samej mniej bolały Maryję niż oszczerstwa przeciw Jej Synowi. Było tych złych słów wiele, tak jak wielu było wrogów prawdy, jaką przyniósł światu Pan Jezus. 
Raniące Niepokalane Serce Maryi oszczerstwa, bluźnierstwa czy obelgi wypowiedziane dwa tysiące lat temu do dziś pojawiają się w mentalności talmudycznej, protestanckiej i laickiej. Ona to wszystko wytrzymała i do dziś niezmiennie znosi z nieskończoną miłością do swego Syna i w trosce o dusze. Nie sposób sobie wyobrazić Maryi, jak prosi Pana Jezusa o karę dla tych, którzy Ją zranili. Wręcz odwrotnie, wiemy, że powstrzymuje Ona swoim wstawiennictwem karzącą rękę Boga. Ta ręka powinna już dawno temu spaść na rzeszę oszczerców, a jednak wciąż nie spada. To owoc słów Maryi, która litość i miłosierdzie okazuje wszystkim. Taka postawa dogłębnie wzrusza Najświętsze Serce Pana Jezusa, co sprawia, że Bóg (w czasie poprzedzającym dzień sądu) czyni wszystko, o co poprosi Go Boża Matka. 

Często o tym przypominał swoim współbraciom św. Maksymilian. Niech Maryja strzeże naszego języka przed złym używaniem, a jeśli już obmowa lub oszczerstwo — z wyroku lub dopustu Bożego — ma się pojawić w naszym życiu, to prośmy Boga, byśmy raczej byli złych słów adresatem niż nadawcą. 

Rankiem 7 grudnia 1938 r. w Niepokalanowie św. Maksymilian zakończył swoją naukę dla współbraci słowami: „Dzień dzisiejszy przepędźmy (…) tak, byśmy wieczorem powiedzieć mogli, że ani jednego słowa niepotrzebnego w ciągu dnia nie wyrzekliśmy. To pokuta… Prośmy Niepokalaną, by nam w tym dopomogła” (Konferencje, nr 197). Niech każdy z nas każdego ranka odnosi te słowa do siebie.


Ks. K. Stehlin.



"Zawsze Wierni" nr 10/2011.