Drodzy Czytelnicy!
Jezus
Chrystus nie przestaje nas uwrażliwiać na wagę słów, które
wypowiadamy: „Z każdego słowa próżnego, które by wyrzekli
ludzie, zdadzą liczbę w dzień sądu. Albowiem ze słów twoich
będziesz usprawiedliwiony i ze słów twoich będziesz
potępiony” (Mt 12, 36–37). Czy świadomość jak wielką
rolę odgrywa nasza mowa w ostatecznym rozliczeniu z Panem Bogiem,
nie powinna nas skłonić do większej rozwagi? „Życie i
śmierć w mocy języka” (Prz 18, 21), a zatem każdy z nas
winien się zastanowić, czy swoim próżnym językiem nie kieruje
własnej duszy ku wiecznemu potępieniu.
Aby unikać
„słów próżnych”, należy przede wszystkim rozumieć, czym one
są. Próżnia oznacza pustkę, a pustka jest tożsama z brakiem.
Próżne słowo to nie jest jednak słowo, któremu brak treści.
Każde słowo niesie ze sobą jakąś treść. Próżne słowo to
słowo, któremu brak dobrej intencji. Pan Bóg ocenia nasze słowa
przez pryzmat intencji, z jakimi je wypowiadamy: „Ja badam
sumienia i serca” (Ap 2, 23). Jeżeli kierują nami nieczyste
intencje, to nasze słowa są dla Boga brudne, a nas samych
rujnują duchowo. A zatem to właśnie ta wewnętrzna, duchowa
strona pozostaje kluczowym kryterium oceny naszej mowy.
Jednym
z najpoważniejszych przewinień w oczach Pana Boga jest wyciąganie
na światło dzienne grzechów naszych bliźnich. Często nawet nie
zdajemy sobie sprawy, z jaką łatwością rzucamy różne uwagi na
temat sąsiada, znajomego czy kogoś z rodziny. Całkiem bezmyślnie
tworzymy treść, która opiera się na luźnych skojarzeniach,
wyobrażeniach i fałszywych wnioskach. I dlaczego to robimy? — Aby
„coś powiedzieć”, zabawić towarzystwo, zabić czas
i
ciszę.
Do obmawiającego skierowane są bardzo ostre
słowa z Księgi Przysłów: „Obrzydliwością są Panu wargi
kłamliwe” (Prz 12, 22). „Nie czyhaj i nie szukaj
bezbożności w domu sprawiedliwego, i nie mąć spokoju jego; bo
siedmiokroć upadnie sprawiedliwy, i powstanie, lecz bezbożni w zło
wpadną” (Prz 24, 15). A św. Jakub pisze: „Jeśli
gorzką zazdrość macie
i spory są w sercach waszych, nie chciejcie
się wynosić i być kłamcami przeciwko prawdzie. Nie jest to bowiem
mądrość z góry zstępująca, ale ziemska, cielesna, diabelska.
Gdzie bowiem zazdrość i spór, tam niestałość i wszelka zła
sprawa” (Jk 3, 14–16). A zatem każda wypowiedź na temat
innej osoby wymaga, aby najpierw spojrzeć we własne serce
i
rozstrzygnąć, czy jest ono zainfekowane „gorzką zazdrością”.
Jeżeli tak, lepiej, aby mowa pochodząca z tego źródła nigdy nie
ujrzała światła dziennego. A Pan Bóg z pewnością doceni nasz
wysiłek włożony w taką refleksję i w milczenie powodowane dobrem
bliźnich.
Obmowa ma negatywne konsekwencje nie tylko
dla osoby, która pada ofiarą obmawiającego, ale przede wszystkim
dla niego samego oraz dla osoby, która słucha obmowy. Święty
Augustyn pisze w Wyznaniach: „Mowa ludzka to piec rozżarzony,
w którym poddaje się nas codziennej próbie (…). Jeśli
przyjmując pochwały, kieruję się względem na pożytek bliźniego,
dlaczego mniej się przejmuję, kiedy ktoś inny jest niesłusznie
krytykowany, niż kiedy mnie to spotyka? Dlaczego zniewaga mnie
rzucona w twarz bardziej mnie boli niż ta, równie bezpodstawna,
jaką w mojej obecności miota się na innego człowieka? Czy i tu
mogę sobie przypisywać niewiedzę? Czy nie jest raczej tak, że i
samego siebie zwodzę i w sercu, i w słowach jestem winny fałszu
wobec Ciebie? Szaleństwo takie, Panie, oddal ode mnie, aby moje
słowa nie stały się olejkiem grzesznika — do namaszczania głowy
mojej”.
W powyższym wypadku mamy do czynienia z
problemem nazwanym przez św. Tomasza złą ciekawością (curiositas
vitiosa). Staje się tak wówczas, gdy wysłuchiwaniem historii o
upadkach innych ludzi człowiek stara się zagłuszyć swoje własne
porażki i przewinienia. Staje się wówczas wdzięcznym słuchaczem
osoby obmawiającej bliźniego. Dusza, która chce się bronić przed
pułapką wadliwej ciekawości i biernego wysłuchiwania obmowy,
winna być przede wszystkim uwrażliwiona na wypowiadane do niej
treści. Jeżeli są one skierowane przeciwko dobru bliźniego, to
musi włączyć się w nas cenzura, która nie pozwala wysłuchiwać
obmowy. Mamy wówczas prawo upomnieć osobę, która obmowy się
dopuszcza, albo przynajmniej odmówić wysłuchiwania jej zatrutych
słów. Tylko w taki sposób jesteśmy w stanie obronić naszą duszę
oraz dusze naszych bliźnich.
A jak powinien się
zachować ten, który został poszkodowany obmową? Najczęściej
niewiele może uczynić. Jego obraz wśród znajomych uległ
zniekształceniu. Jest jednak zgoła inny sposób patrzenia na ten
problem. Przedstawia go św. Paweł w I Liście do
Koryntian: „Dla mnie zaś najmniejsza to rzecz, żebym był
sądzony przez was, albo przez jakiś sąd ludzki; lecz
i sam siebie
nie sądzę” (1 Kor 4, 3). Św. Paweł ostrzega przed
przedwczesnym usprawiedliwianiem siebie, które jest pierwszą
reakcją naszego „ja” na negatywne opinie. Tymczasem, abstrahując
od nieuczciwości obmowy, warto się zastanowić nad jej treścią.
Jeżeli jesteśmy winni zarzucanych nam czynów, wówczas można
wykorzystać złośliwości
i obmowy innych do przyrzeczenia sobie
szczerej poprawy. Wówczas obmowa przyniesie nam korzyść.
Cierpliwe
znoszenie zniewagi dla Pana Boga jest znakiem istotnego postępu w
życiu duchowym. „Jeżeli sumienie nic ci nie wyrzuca,
zastanów się, czy to chętnie dla Boga chcesz znosić!” — zachęca
Tomasz a Kempis w dziele O naśladowaniu Chrystusa. Bo przecież
jeżeli Pan Bóg ofiaruje nam swoje przebaczenie, wówczas niczyja
przewrotność nie zdoła nam zaszkodzić. „Synu, oprzyj swe
serce mocno na Panu i nie bój się sądu ludzkiego, skoro ci
sumienie świadczy, żeś pobożny i bez winy. (…) Dobra to i
błogosławiona rzecz tak cierpieć; nie będzie to trudne dla serca
pokornego i ufającego Bogu więcej niż sobie”. Obmowa rani
tylko wówczas, gdy zaakceptujemy drugą osobę jako instancję
decydującą o naszej istocie. Zapominamy wówczas, że jedynym
sędzią, który widzi nasze postępowanie, jest Pan Bóg. Jeżeli
nie radzimy sobie z pomówieniami rzucanymi przez innych, jest to
symptom, że wciąż jest w nas żywa miłość własna. Wówczas
będziemy szukali opinii innych osób, które będą dla nas
pochlebne — a w ten sposób jedynie wzmocnimy miłość własną.
Dlatego zwrócenie się do Pana Boga w trudnych chwilach staje się
szansą na uzdrowienie swojej duszy.
Często Pan Bóg
doświadcza nas „biczem słowa”, gdy nie jesteśmy jeszcze gotowi
na cierpienia ciała i próbujemy szukać pokoju poza Jego
sprawiedliwością:„Przynajmniej niech ci to wystarczy, że
niekiedy bodaj słowa znosisz, skoro jeszcze nie potrafisz wycierpieć
dotkliwego smagania biczów. (…) Skoro bowiem uciekasz przed
poniżeniem i zawstydzeniem za swe wady, widać oczywiście, że ani
nie jesteś prawdziwie pokorny, ani nie umarłeś zupełnie światu,
ani świat nie jest dla ciebie ukrzyżowany”. Jeżeli
spojrzymy na skierowaną przeciwko nam obmowę z perspektywy Bożej
ekonomii łaski, dostrzeżemy, że jest to dana nam szansa na jeszcze
większe zawierzenie Bogu i uświęcenie samego siebie: „Jeżeli
umiesz milczeć
i cierpieć, bez wątpienia doczekasz się pomocy
Pana. (…) Boska to rzecz pomagać i wyzwalać z wszelkiego
zawstydzenia. Do zachowania większej pokory często to pomaga, że
inni nasze błędy znają i ganią”. Przykładem mogą być
dla nas święci męczennicy, którzy nie dochodzili swoich racji i
praw, ale brali swój krzyż z pokorą, wdzięczni za tę szansę
większego uświęcenia się tutaj na ziemi, aby po śmierci radować
się obcowaniem z Bożą miłością.
Bardzo ciekawie
pisze o obmowie św. Tereska. Według niej obmowa niesie olbrzymi
potencjał uświęcający, ale to od nas zależy, co z nim zrobimy.
Święta poucza nas, że nie tylko mamy pozostać niewzruszeni, gdy
inni dają o nas złe świadectwo, ale właśnie ich mamy otoczyć
naszym szczególnym uczuciem: „Miłujcie tych, którzy wam
rozkazują i którzy was ganią” — wzywa nas. W nakierowaniu
naszej woli na dobro, wbrew atakującemu nas złu, możemy odnaleźć
szansę na umocnienie się w cnotach. „Pokora nie polega na tym, by
myśleć i mówić, że mamy pełno błędów, ale na tym, by czuć
się szczęśliwymi, gdy inni tak o nas myślą
i mówią”. „Jeśli
czasem bliźni nas oczerni, powinniśmy się czuć szczęśliwi, bo
gdyby nikt nie uprawiał tego ''rzemiosła'', jakimi byśmy byli?”.
Jakaż pokora małej świętej! Jakież odwrócenie światowej
logiki, którą kierujemy się na co dzień!
Święta
pisze w innym miejscu: „Co do mnie (…) wolę być niesłusznie
oskarżana, bo gdy nie mam sobie nic do wyrzucenia, ofiaruję to Bogu
z radością; następnie się upokarzam na myśl, że jestem zdolna
do popełnienia tego, o co mnie oskarżają”. A zatem ta stała
świadomość naszej ułomności może nam pomóc w znoszeniu
fałszywych świadectw, nie zaś tłumaczenie się i dowodzenie
własnej niewinności: „Po co się bronić i tłumaczyć, kiedy
jesteśmy nie rozumiane i nieżyczliwie oceniane? Nie zwracajmy na to
uwagi, nie mówmy nic; to tak słodko jest nic nie mówić i pozwolić
osądzać się każdemu według uznania”.
Zdarza się,
że obawa przed obmową staje się hamulcem w czynieniu dobra.
Ulegamy wówczas wyobrażeniu o tym, co inni sobie o nas pomyślą,
gdy coś zrobimy. Szatan wykorzystuje nasz strach przed opiniami
innych do tego, aby nas zawrócić z naszej drogi ku dobru. Wówczas
trzeba rzucić zdecydowane wyzwanie temu strachowi. Należy bowiem
pamiętać, że miłość własna zna wiele sposobów na to, aby
siebie obronić i wzmocnić.
Często pragniemy na własną
rękę dochodzić sprawiedliwości, roztrząsać, oskarżać. Nawet
jeśli racja jest po naszej stronie, Pan Jezus zachęca nas, abyśmy
z pokorą znieśli złe słowo
i dotknięci niesprawiedliwością,
powierzyli się Jemu. Ciche znoszenie ran zadanych przez innych
nieprzemyślanym słowem i zwrócenie się do Niego w naszej
krzywdzie jest wyrazem największej ufności w Jego sprawiedliwość
i miłość. Jest okazją, aby nasze rany powierzyć Jemu i aby Bóg
Ojciec dostrzegł naszą duszę zjednoczoną z cierpieniem swojego
Syna.
W dziejach Kościoła mamy wśród świętych
niemało pięknych i wzniosłych przykładów mistrzowskiego używania
języka. W sposób absolutnie doskonały korzystała z daru mowy
Niepokalana. Obmów i oszczerstw było w Jej świętym życiu wiele,
ale nie była Ona ich nadawcą, lecz adresatką. Padała ofiarą
złych słów i to nie tylko skierowanych bezpośrednio ku Niej, ale
także przeciw Panu Jezusowi. Oszczerstwa przeciw Niej samej mniej
bolały Maryję niż oszczerstwa przeciw Jej Synowi. Było tych złych
słów wiele, tak jak wielu było wrogów prawdy, jaką przyniósł
światu Pan Jezus.
Raniące Niepokalane Serce Maryi
oszczerstwa, bluźnierstwa czy obelgi wypowiedziane dwa tysiące lat
temu do dziś pojawiają się w mentalności talmudycznej,
protestanckiej i laickiej. Ona to wszystko wytrzymała i do dziś
niezmiennie znosi z nieskończoną miłością do swego Syna i w
trosce o dusze. Nie sposób sobie wyobrazić Maryi, jak prosi Pana
Jezusa o karę dla tych, którzy Ją zranili. Wręcz odwrotnie,
wiemy, że powstrzymuje Ona swoim wstawiennictwem karzącą rękę
Boga. Ta ręka powinna już dawno temu spaść na rzeszę oszczerców,
a jednak wciąż nie spada. To owoc słów Maryi, która litość i
miłosierdzie okazuje wszystkim. Taka postawa dogłębnie wzrusza
Najświętsze Serce Pana Jezusa, co sprawia, że Bóg (w czasie
poprzedzającym dzień sądu) czyni wszystko, o co poprosi Go Boża
Matka.
Często o tym przypominał swoim współbraciom
św. Maksymilian. Niech Maryja strzeże naszego języka przed złym
używaniem, a jeśli już obmowa lub oszczerstwo — z wyroku lub
dopustu Bożego — ma się pojawić w naszym życiu, to prośmy
Boga, byśmy raczej byli złych słów adresatem niż
nadawcą.
Rankiem 7 grudnia 1938 r. w Niepokalanowie św.
Maksymilian zakończył swoją naukę dla współbraci słowami:
„Dzień dzisiejszy przepędźmy (…) tak, byśmy wieczorem
powiedzieć mogli, że ani jednego słowa niepotrzebnego w ciągu
dnia nie wyrzekliśmy. To pokuta… Prośmy Niepokalaną, by nam w
tym dopomogła” (Konferencje, nr 197). Niech każdy z nas każdego
ranka odnosi te słowa do siebie.
Ks. K. Stehlin.
"Zawsze Wierni" nr
10/2011.